Kolejny sygnał SOS od zaginionego kitesurfera

Aktualizacja:
 
Gdzie jest Lisewski?Slawomir Ryfczyński/iswinoujscie.pl

O godzinie 10:47 polski kitesurfer Jan Lisewski, który zaginął w piątek podczas próby samotnego pokonania na desce Morza Czerwonego nadał kolejny sygnał. Zdaniem jego kolegi może on oznaczać, że Polak został odnaleziony.

W niedzielę przed południem odebrano kolejny sygnał wysłany przez Polaka: SOS/911, Cancel Help. Jak poinformował jego kolega Tomasz Michalski może to świadczyć o tym, że "albo Janek sprawdza czy urządzenie działa, lub został podjęty i skasował prośbę o pomoc".

W akcji poszukiwawczej, jak napisał Michalski, bierze udział 16 jednostek pływających i 2 helikoptery z Arabii Saudyjskiej i Egiptu, a polski konsul w Egipcie jest w drodze do kurortu El Gouna nad Morzem Czerwonym. Poprzedni sygnał (SOS) Lisewski wysłał o godzinie 7:36 czasu polskiego.

Janek co jakiś czas nadaje kolejne wezwania o pomoc. Cała nadzieja w służbach ratowniczych Arabii Saudyjskiej. żona kitesurfera

"Być może szukano Janka z innym miejscu"

Poszukiwania Polaka trwają od piątku. Dziś rano opisywała je szwagier kitesurfera, Mirosław Murczkiewicz. Poinformował, że o północy zawrócił z akwenu do bazy helikopter, natomiast w obszarze Morza Czerwonego, gdzie powinien znajdować się Lisewski, pływają cztery łodzie.

- Nawiązałem kontakt z kapitanem Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR, jak również ze strażą pograniczną. Przekazuję na bieżąco koordynaty pozycji geograficznej, przeliczone na jednostki, którymi posługują się saudyjskie służby - poinformował.

Teraz rodzina ma nadzieję na to, że polski kitesurfer się znajdzie, wcześniej bowiem - jak stwierdził Murczkiewicz - były z tym problemy. - Być może wcześniej szukano Janka w innym miejscu. Zaznaczyłem też, że znając dokładne współrzędne, ratownicy byliby w stanie dotrzeć do niego wpław. A jeśli w akcji bierze udział helikopter oraz cztery statki, to powinna się ona zakończyć sukcesem w ciągu jednej, co najwyżej dwóch godzin. Tymczasem minął cały dzień i mimo lokalizacji, nie udało się Janka odnaleźć - powiedział szwagier.

- Cała nadzieja w służbach ratowniczych Arabii Saudyjskiej - mówiła z kolei Małgorzata Lisewska, mieszkająca w Gdańsku żona zaginionego.

Konsul leci z Rijadu

W sobotni wieczór swoją podróż na saudyjskie wybrzeże zapowiedział już konsul RP w Rijadzie, Igor Kaczmarczyk.

- Jadę już na lotnisko. Udało mi się załatwić bezpośredni lot do Tabuku. To odległość ponad półtora tysiąca kilometrów. Chcę być na miejscu akcji dowodzenia, bo sytuacja robi się dramatyczna. Szef straży przybrzeżnej, z którym przed chwilą rozmawiałem, oświadczył, że mimo iż zapadły ciemności, służby nie zamierzają przerwać poszukiwań Polaka - mówił dyplomata przed godziną 20. polskiego czasu w sobotę.

Szef operacji w Tabuku otrzymał zdjęcia kombinezonu Lisewskiego, które zostały rozesłane do wszystkich służb zaangażowanych w akcję ratunkową. Analizowana jest przyczyna rozbieżności danych, wskazujących pozycję 42-letniego gdańszczanina.

 
Kitesurfer zamierzał pokonać dystans ok TVN24

- W rejon, w którym powinien się znajdować, wypłynęły rano w sobotę cztery łodzie. Dwukrotnie nad tym obszarem krążył helikopter. Były więc duże nadzieje, że akcja zakończy się za dnia pomyślnie. Niestety, tak się nie stało. Sytuacja jest o tyle dziwna, że po odebraniu sygnału +check in/ok+ od Jana Lisewskiego, naszedł sygnał SOS - wspomniał Kaczmarczyk.

Gdzie jest Lisewski?

W piątek polski ambasador w Kairze Piotr Puchta w rozmowie z TVN24 podkreślał, że władze egipskie nie wyraziły zgody na wypłynięcie Lisewskiego. Pierwszy sygnał SOS nadany przez polskiego kitesurfera służby ratownicze odebrały w piątek o godzinie 17, a drugi o 19.55.

W piątek przed północą akcja ratownicza została przerwana, ale - jak podkreślił konsul - trwała wymiana informacji pomiędzy odpowiednimi służbami. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Arabii Saudyjskiej poleciło wszystkim możliwym instytucjom podjęcie działań, zmierzających do udzielenia pomocy polskiemu zawodnikowi.

W sobotę o godz. 8.36 odnotowano kolejny sygnał wzywający pomocy, następny o 9.19, potem o 12.39 i 13.29 check in/ok, a o 13.40 ponownie SOS.

Jadę już na lotnisko. Udało mi się załatwić bezpośredni lot do Tabuku. To odległość ponad półtora tysiąca kilometrów. Chcę być na miejscu akcji dowodzenia, bo sytuacja robi się dramatyczna. Szef straży przybrzeżnej, z którym przed chwilą rozmawiałem, oświadczył, że mimo iż zapadły ciemności, służby nie zamierzają przerwać poszukiwań Polaka Igor Kaczmarczyk

Dotrzeć do brzegu

Lisewski wystartował w piątek rano z egipskiej El Gouny z zamiarem pokonania ponad 200-kilometrowej trasy i dotarcia do portu Duba w Arabii Saudyjskiej. Według jego znajomych, którzy go wspierali, a także żony, był dobrze przygotowany do tej próby.

Co z zaginionym kitesurferem? Sprzeczne informacje z Morza Czarnego
Co z zaginionym kitesurferem? Sprzeczne informacje z Morza CzarnegoTVN24

- Jesteśmy 15 lat małżeństwem i zapewniam, że Janek jest odpowiedzialnym facetem. To nie była jego wariacka próba pokonania Morza Czerwonego, jak niektórzy sądzą. On się do niej

Jesteśmy 15 lat małżeństwem i zapewniam, że Janek jest odpowiedzialnym facetem. To nie była jego wariacka próba pokonania Morza Czerwonego, jak niektórzy sądzą. On się do niej przygotowywał. Miał odpowiedni ubiór z lajkry, krótką i długą piankę, mieszankę wysokoenergetyczną, latarkę, racę, nóż do ewentualnego odcięcia linek, gdyby się splątały. To wszystko było obliczone na 11 godzin, bo taki maksymalny czas dopłynięcia do saudyjskiego brzegu zakładał Małgorzata Lisewska

Dodała, że trudno jej ocenić, co się stało z mężem. - Nie jestem fachowcem w tych sprawach, a przyczyn może być wiele. Może zgubił deskę, uciekł mu latawiec, może złamał nogę. Natomiast domyślam się, skąd się biorą rozbieżności w sygnałach. Po czterokrotnym nadaniu SOS nie miał pewności, czy prośba o pomoc została odebrana, więc na wszelki wypadek nadał dwukrotnie "check in/ok", aby go lepiej zlokalizować - zaznaczyła.

Przyjaciółka "deskarza" Marta Lesiewska podkreśliła, że Lisewski sam był organizatorem tej próby i nie angażował nikogo do pomocy. Płynął bez asekuracji, tak jak w przypadku pokonywania Bałtyku.

Tusk o akcji

Do akcji ratowniczej odniósł się także premier Donald Tusk. Jak poinformował na konferencji prasowej w sobotę w Warszawie, rozmawiał na temat poszukiwań Lisewskiego z ambasadorem w Rijadzie Witoldem Śmidowskim.

- Wiadomo było, że start (Lisewskiego) wiąże się z pewnymi ryzykami. Nie było też ze strony gospodarzy formalnej akceptacji dla tego startu. Warunki pogodowe też nie są najlepsze, ale ambasador poinformował mnie, że ze strony władz Arabii Saudyjskiej doświadcza wszelkiej pomocy i dużej aktywności na rzecz odnalezienia pana Jana Lisewskiego z użyciem wszystkich dostępnych narzędzi, śmigłowców i jednostek ratowniczych - powiedział w sobotę premier.

- Wszyscy trzymamy kciuki. Mam nadzieję, że nasz rodak, mój w podwójnym znaczeniu, bo też z mojego miasta rodzinnego, zostanie szybko odnaleziony - podkreślił Tusk.

Tusk też zainteresował się kitesurferem (TVN24)
Tusk też zainteresował się kitesurferem (TVN24)TVN24

42-letni Lisewski, propagator i instruktor kitesurfingu oraz innych sportów ekstremalnych, w lipcu 2011 roku jako pierwszy człowiek na świecie samotnie przemierzył kitem Morze Bałtyckie. Rejs między Świnoujściem a Kasebergą w Szwecji trwał prawie 11 godzin i liczył 207 km.

Rozmowa z kitesurferem w TVN24 z 23 lutego

"Teraz czas na drugie wyzwanie"
"Teraz czas na drugie wyzwanie"TVN24

Źródło: TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: Slawomir Ryfczyński/iswinoujscie.pl