Kobiety, które poddają się aborcji, powinny być "w jakiś sposób ukrane", a sam zabieg powinien zostać zdelegalizowany - oświadczył ubiegający się o republikańską nominację prezydencką Donald Trump. Znalazł się przez to pod ostrzałem rywali, a nawet grup antyaborcyjnych. Po kilku godzinach Trump wydał oświadczenie zaprzeczające jego wcześniejszym słowom.
W środę Trump zapytany został, czy jest za czy przeciw karaniu aborcji. - Powinna być jakaś forma kary - powiedział Trump, dodając, że chodzi mu o karanie kobiet.
Polityk odmówił sprecyzowania, w jaki sposób kobiety poddające się nielegalnej aborcji powinny zostać ukarane. Przyznał jednak, że zakazanie aborcji sprawi, że kobiety zaczną szukać lekarzy wykonujących te zabiegi nielegalnie.
Kilka godzin po wygłoszeniu wzbudzających kontrowersje sądów, Trump wystosował oświadczenie, w którym sprostował swoje wcześniejsze słowa. Stwierdza w nim, że kobiety poddające się aborcji są ofiarami i to lekarze, którzy przeprowadzają zabiegi, powinni zostać ukarani.
"Jeśli Kongres zdoła uchwalić prawo delegalizujące aborcję, a sądy federalne podtrzymają to prawo, lub jeśli którykolwiek ze stanów dopuści się zakazu aborcji w ramach prawa stanowego lub federalnego, to na lekarzu lub na każdej innej osobie przeprowadzającej ten nielegalny zabieg u kobiety powinna ciążyć odpowiedzialność karna. Nie na kobiecie" - napisał Trump. "Moje stanowisko się nie zmieniło. Jak Ronald Reagan jestem przeciwnikiem aborcji z wyjątkami" - dodał.
Dotychczas Trump odmawiał komentarza ws. aborcji. - Nie chcę o tym teraz mówić - mówił w styczniu w Iowa. - Wszyscy znają moje poglądy i sądzę, że moje poglądy są jasne - dodał.
Burza po słowach Trumpa
W czasie kampanii Trumpowi wielokrotnie zarzucano, że jego poglądy są formułowane ze względu na toczącą się kampanię wyborczą. W 1999 roku polityk twierdził, że kobiety powinny mieć wybór. CNN pisze, że jego środowa wypowiedź to próba pozyskania konserwatywnych wyborców. Jednak jego słowa nie spodobały się nawet grupom antyaborcyjnym.
Organizacja March for Life oświadczyła, że uwagi Trumpa "nie mają nic wspólnego z ruchem pro-life". "Kobiety często decydują się na aborcję z desperacji, a potem głęboko żałują tej decyzji. Nikt, kto jest pro-life, będzie chciał kiedykolwiek karać kobiety, które zdecydowały się na aborcję - oświadczyła organizacja.
Inna grupa antyaborcyjna, National Right to Life Committee, podała, że nigdy nie popierała karania kobiet po aborcji.
Autor: pk\mtom / Źródło: CNN