Libijski dyktator Muammar Kaddafi rozmyślnie ryzykował kradzieżą bądź wyciekiem wysoce radioaktywnego uranu, ponieważ obraził się na ONZ i USA. Waszyngton utrzymywał kryzysową sytuację, która wydarzyła się pod koniec 2009 roku, w tajemnicy. Sprawa wyszła na jaw w wyniku opublikowania depesz amerykańskiej dyplomacji przez Wikileaks.
Przygotowany do wywiezienia z Libii transport 5,2 kilograma wysoce wzbogaconego uranu (HEU - wykorzystywanego do produkcji broni atomowej), czekał na rosyjski specjalistyczny samolot. Bardzo radioaktywny materiał zapakowany w lekkie i mało trwałe kontenery transportowe, stał pod gołym niebem na lotnisku obok ośrodka atomowego w Tajoura.
Tuż przed lądowaniem transportowca, Libijczycy bez podania powodu, nakazali mu zawrócić. Uran został pod opieką tylko jednego strażnika na słabo zabezpieczonym lotnisku. Kiedy dowiedziała się o tym amerykańska placówka dyplomatyczna w Trypolisie, dyplomaci podnieśli alarm.
Poważne ryzyko
Dlaczego Amerykanie zareagowali tak nerwowo? HEU jest wysoce radioaktywny i przetrzymywany w kontenerach transportowych bez odpowiedniego chłodzenia nieustannie podnosi swoją temperaturę. Z czasem gorąco i radioaktywność są w stanie zniszczyć opakowania, które nie są przystosowane do długotrwałego przetrzymywania wzbogaconego uranu. - Mamy około miesiąca, zanim ten problem przerodzi się w poważny kryzys - pisali dyplomaci z Trypolisu.
Poza ryzykiem poważnego wycieku silnie radioaktywnych substancji, Amerykanie najbardziej obawiali się kradzieży. Libijski HEU był zapakowany do transportu i intencjonalnie pozbawiony praktycznie jakiejkolwiek ochrony. Zdobycie takiego transportu byłoby dla terrorystów bardzo cenne. HEU można użyć między innymi do produkcji brudnej bomby, lub sprzedać na przykład Iranowi, który z licznymi problemami samodzielnie stara się uzyskać wysoko wzbogacony uran. Amerykanie nie chcieli informować całego świata o nie zabezpieczonym transporcie, dlatego utrzymywali cały kryzys w tajemnicy.
W takiej sytuacji USA i Rosja, która miała być odbiorcą HEU, rozpoczęły intensywne wysiłki dyplomatyczne. Przede wszystkim nie było wiadomo co jest przyczyną nieoczekiwanej decyzji Libijczyków. Po skontaktowaniu się z synem Kadafiego, Saif al-Islamem, udało się to wyjaśnić.
Śmiertelna obraza
Ku zdumieniu amerykańskich dyplomatów, okazało się, że Libijczycy "mają już dość" bycia "poniżanymi" przez Zachód. Po dokładniejszym zbadaniu sprawy, wyjaśniło się, że śmiertelną obrazą dla Kadafiego była odmowa rozbicia jego wielkiego namiotu przed siedzibą ONZ w Nowym Jorku. Dodatkowo zdenerwowała go mało przychylna reakcja Zgromadzenia Ogólnego na jego dwugodzinną przemowę.
Dyplomaci gorączkowo zaczęli poszukiwać rozwiązania. Postanowiono, że sekretarz stanu Hillary Clinton osobiście skontaktuje się z Kadafim i przekaże mu pojednawczą wiadomość. Nie przyniosło to jednak skutku. Ostatecznie ambasada skontaktowała się z ministrem obrony Libii i przedstawiła mu zagrożenia związane z pozostawieniem HEU w takim stanie.
Dopiero to poskutkowało. Miesiąc po wybuchu kryzysu, 20 grudnia 2009 na lotnisku w Tajoura wylądował rosyjski samolot i zabrał siedem już silnie nagrzanych kontenerów z HEU.
Źródło: Guardian
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia