"Herbaciani" trzymają USA w szachu. Republikanie boją się swoich radykałów


Obecny kryzys budżetowy w USA unaocznił, jak bardzo umiarkowani republikanie obawiający się utraty mandatów stali się zakładnikami radykałów z Tea Party. Tak pozostanie do końca kadencji prezydenta Obamy - mówi autor książki o Tea Party Christopher Parker.

Ruch Tea Party (Partia Herbaciana) ma w amerykańskiej polityce i w samej Partii Republikańskiej nadzwyczaj silną pozycję, mimo dwukrotnej porażki w wyborach prezydenckich i znacznych spadków w sondażach poparcia (z 31 proc. w 2010 do 22 proc. obecnie). Z tym skrajnie konserwatywnym ruchem w pełni utożsamia się 52 z ponad 230 republikańskich kongresmenów w Izbie Reprezentantów (a więc mniej niż jedna czwarta).

Mimo to liderzy partii, w tym przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner, podporządkowali się ich radykalnemu postulatowi, aby przyjęcie ustawy budżetowej uzależnić od uchylenia lub przynajmniej osłabienia reformy o ochronie zdrowia (tzw. Obamacare), co doprowadziło do częściowego paraliżu prac rządu od 1 października.

Strach wyborczy

- Przywódcy republikanów tacy jak Boehner czy lider republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell chcą utrzymać swoje mandaty i dlatego muszą skręcać w prawo. Są zakładnikami Tea Party i niewiele mogą zrobić tak długo, jak prezydent Barack Obama pozostanie na urzędzie - powiedział prof. Christopher S. Parker, współautor książki "Tea Party and Reactionary Politics in America" oraz wykładowca na University of Washington w Seattle.

Jak wskazują sondaże, wyborcy identyfikujący się z Tea Party są najbardziej aktywnymi konserwatystami w prawyborach. - To oni chodzą na wiece, to ich się słyszy, to oni głosują w prawyborach. Dlatego inni republikanie tak się ich boją. Boją się, że w przyszłorocznych prawyborach do Kongresu przegrają z kimś bardziej na prawo od nich - powiedział Parker.

A ponieważ mandat do niższej Izby Kongresu trwa tylko dwa lata, kongresmeni żyją w trybie permanentnej kampanii wyborczej i w obawie o utratę pracy. Zdaniem Parkera nawet jeśli i tym razem uda się przezwyciężyć kryzys budżetowy (w przeszłości republikanie w ostatniej chwili zgadzali się na podniesienie limitu długu, choć część z Tea Party głosowała przeciw), ruch pozostanie bardzo energiczny i wpływowy do końca kadencji prezydenta Baracka Obamy, blokując wszelkie większe reformy.

Reakcjoniści wieczni żywi

- Inni republikanie nie lubią zmian, ale wiedzą, że muszą zaakceptować pewną ewolucję, by zapobiec rewolucji. Tea Party jest reakcyjna i nie akceptuje żadnych zmian. Dla niej to prezydent Obama uosabia tę zmianę, której tak nienawidzi - powiedział Parker. - Dlatego dopóki Obama będzie prezydentem USA, ludzie z Tea Party nigdzie nie odejdą. Dla nich kompromis jest kapitulacją. Widzą politykę jako walkę dobra ze złem. Nie mogą przegrać, bo to oznaczałoby kapitulację wobec zła - dodaje.

Według Parkera Tea Party jest napędzana wiarą, że wraz z wyborem Obamy na prezydenta "Ameryka została wykradziona prawdziwym Amerykanom". Upodabnia ją to do innych ruchów, które w przeszłości wierzyły, że amerykańskim wartościom zagrażają zmiany społeczne. W swej książce Parker porównuje Tea Party z innymi ruchami - Know Nothing Party z połowy XIX wieku, którego siła napędową była obawa, że kraj zostanie zalany przez katolickich imigrantów z Irlandii. Ku Klux Klanem z lat 20. XX wieku, który był reakcją na powrót czarnoskórych żołnierzy do USA po pierwszej wojnie światowej, a także ze skrajnie prawicową grupą John Birch Society z lat 50. i 60. XX wieku.

- Co mają wspólnego? Wszystkie te grupy są reakcyjne wobec zmian społecznych. Są wspierane głównie przez białych mężczyzn, protestantów, przeciwników homoseksualizmu - mówi Parker.

Ten dziwny Obama

Sztandarowymi postulatami głoszonymi przez Tea Party są walka z rozbudowanym rządem i cięcia w wydatkach federalnych. Jej sympatycy nienawidzą też Obamacare, która ma zapewnić jak najpowszechniejszy system ubezpieczeń zdrowia. Zdaniem Parkera ta nienawiść nie wynika ze względów fiskalnych, bo reforma przyniesie w ciągu 10 lat 124 mld dolarów oszczędności. - Dla części (działaczy Tea Party) ważne są postulaty, że rząd jest zbyt duży i kosztowny, ale dla większości główną rolę odgrywa obawa o zmianę, którą uosabia Obama - powiedział Parker.

Zastrzega, że wykracza to znacznie poza względy rasowe. - Oni po prostu są przeciwni każdemu, kto jest inny, każdemu, kto nie mieści się w ich parametrach typowego Amerykanina - powiedział. Tymczasem Obama nie dość, że jest czarnoskóry, to ma dziwne nazwisko po ojcu z Kenii, popiera związki osób tej samej płci i opowiada się za legalizacją nielegalnych imigrantów. Ekspert przewiduje, że jeśli kolejne wybory prezydenckie w 2016 roku wygra Hillary Clinton, to również ona będzie atakowana przez aktywistów z Tea Party, choć "nie będą to spięcia tak duże jak w przypadku Obamy".

Ekspert nie sądzi, by doszło do podziałów w partii republikanów na tych reprezentujących starą szkołę konserwatyzmu i tych z Tea Party. - Może na czas prawyborów do Kongresu będzie jakiś podział, ale potem w wyborach przeciwko Demokratom już się zjednoczą - powiedział Parker.

[object Object]
Korespondent "Faktów TVN" o amerykańskim porozumieniutvn24
wideo 2/6

Autor: mk\mtom / Źródło: PAP

Raporty: