Obama: na paraliżu rządu nikt nie zyskuje. Trzeba z nim skończyć


- Na zamknięciu rządu nikt nie wygrywa. Musimy zakończyć paraliż najszybciej jak to możliwe - powiedział prezydent Barack Obama podczas spotkania z obywatelami w Waszyngtonie. W ten sposób odniósł się do słów anonimowego pracownika swojej administracji, który w "Wall Street Journal" powiedział, że nie ma "znaczenia, jak długo trwa shutdown".

USA od wtorku trwa częściowy paraliż prac rządu, ponieważ 30 września zakończył się rok budżetowy, a Kongres nie zdołał przyjąć nowej ustawy o wydatkach państwa. W konsekwencji około 800 tys. pracowników federalnych jest na bezpłatnych urlopach, a wiele świadczeń urzędów i instytucji federalnych, które nie mają kluczowego znaczenia dla funkcjonowania kraju, jest niedostępnych.

Jak ogłosił Biały Dom, nawet Departament Skarbu odpowiedzialny za utrzymanie sankcji wobec Iranu i Syrii, nie jest w stanie wywiązać się ze swoich "podstawowych zadań". - To negatywna konsekwencja całkowicie niepotrzebnej decyzji Izby Republikanów o zamknięciu rządu - ogłosił rzecznik Jay Carney. Kością niezgody między Republikanami a Demokratami jest reforma systemu ochrony zdrowia, tzw. Obamacare.

"Shutdown mógłby się zakończyć nawet dziś"

Prezydent po raz kolejny odmówił przesunięcia w terminie części swojego programu zdrowotnego. Ustawę w tej sprawie przyjęto w zdominowanej przez Republikanów Izbie Reprezentantów. - Jestem szczęśliwy, że trwają negocjacje - powiedział. - Ale nie nie możemy ich prowadzić, gdy do głów Amerykanów przystawia się pistolet - tłumaczył. Jak dodał, gdyby tylko Republikanie chcieli, "shutdown mógłby się zakończyć nawet dziś".

Jednocześnie zaznaczył, że na zamknięciu rządu nikt nie zyskuje. - Nie ma wygranej, gdy ludzi nie ma w pracy i nie jest wypłacana im pensja - mówił. - Trzeba skończyć z paraliżem jak najszybciej - dodał. W ten sposób odniósł się do słów anonimowego pracownika swojej administracji, który w wywiadzie dla "Wall Street Journal" powiedział: "Wygrywamy... Naprawdę nie ma dla nas znaczenia, jak długo trwa shutdown, ponieważ to, co się liczy, to ostateczny wynik".

Budżetowy szantaż

Jak odnotowuje "Economist", wojna o budżet, która doprowadziła do tzw. shutdown (ang. zamknięcie), czyli częściowego zawieszenia funkcjonowania urzędów i instytucji federalnych w USA, nie jest czymś nowym, ale tym razem jest szczególnie niepokojąca. Problem polega na tym, że Republikanie zablokowali ustawę budżetową nie dlatego, że mieli zastrzeżenia do jej treści, ale dlatego, że chcieli za pomocą szantażu budżetowego wykoleić ustawę o reformie systemu opieki zdrowotnej - wyjaśnia "Economist".

Początkowo republikańscy kongresmeni domagali się zlikwidowania wszelkich funduszy na Obamacare. "Innymi słowy, chcieli, by Demokraci zgodzili się na zniszczenie najważniejszego osiągnięcia ich prezydenta. To się nie mogło zdarzyć" - komentuje tygodnik. Politycy GOP (Grand Old Party - Partia Republikańska) postanowili więc zabijać reformę zdrowia po kawałku, domagając się odroczenia niektórych jej założeń o rok. "Obamacare opiera się na dwóch filarach. Pierwsze założenie to to, że każdy musi być ubezpieczony, a drugie, że firmy ubezpieczeniowe nie mogą żądać większych opłat od osób, które są już chore. Jeśli wdroży się tylko drugi filar reformy, tylko chorzy pospiesznie wykupią polisy, a zdrowi będą czekać, aż zachorują" - tłumaczy tygodnik.

Republikanie bronią ubezpieczycieli

Ale jeśli do tego dojdzie, to ubezpieczyciele "będą musieli podnieść swoje stawki, albo zbankrutują. Polisy staną się więc zbyt drogie i system nie przetrwa bez wielkich rządowych subsydiów". W ten sposób można pogrzebać reformę ubezpieczeń, a "niektórym Republikanom o to właśnie chodzi" - wyjaśnia dalej tygodnik. Problemem jest to, że GOP stworzyło precedens; jeśli będzie się on powtarzać, Ameryka stanie się krajem, "którym nie da się rządzić" - ostrzega "Economist". Wyborcy zdecydowali, by dać Republikanom kontrolę tylko nad Izbą Reprezentantów, podczas gdy Demokratom przypadł Biały Dom i Senat - przypomina tygodnik i kontynuuje: "Gdy partia z tak skromnym mandatem wyborczym grozi paraliżem budżetowym, jeśli strona przeciwna nie odwoła ustawy, która się jej nie spodobała, to przyjętym zda się ustawom zawsze grozić będzie odwołanie przez mniejszość (parlamentarną)".

Niewypłacalność na horyzoncie

Sytuacja może się znacznie pogorszyć, jeśli GOP i Demokraci nie porozumieją się w sprawie podniesienia ustawowego limitu zadłużenia państwa. Pułap ten zostanie osiągnięty jeszcze w tym miesiącu i jeśli GOP nie pójdzie na kompromis, Ameryka albo nie obsłuży swoich zobowiązań finansowych, albo będzie musiała wprowadzić tak radykalne cięcia budżetowe, że wpędzi gospodarkę w recesję. Niezdolność do obsługi długu może wywołać "atak serca" globalnego systemu finansowego na miarę upadku banku Lehman Brothers w 2008 roku, od którego zaczęła się wielka zapaść finansowa. "Byłoby to ryzykancką brawurą, gdyby wykorzystać limit zadłużenia jako kartę przetargową, aby obalić Obamacare, jak to proponują niektórzy Republikanie" - ostrzega "Economist". Za nieodpowiedzialne zachowanie kongresmenów winę ponosi częściowo błąd systemowy, polegający na tym, że w wielu stanach rządzący politycy mogą dowolnie zmieniać granice okręgów wyborczych. W rezultacie kongresmeni mogą sobie łatwo zapewnić zwycięstwo w zdominowanym przez ich partię okręgu, o ile nie pokona ich kontrkandydat z własnego obozu.

Porozumienie wrogów, czyli pensja dla urlopowanych

By temu zapobiec, "starają się raczej pozyskać głosy ekstremistów z własnej partii niż wykuwać sensowny, centrowy kompromis ze stroną przeciwną. Tak nie da się rządzić" - podkreśla "Economist", czyniąc wyraźną aluzję do zabiegów republikańskich kongresmenów o poparcie radykalnego skrzydła GOP - Tea Party.

Mimo przeciwnych zdań, Biały Dom ogłosił, że prezydent wesprze projekt ustawy z Republikanów z Izby Reprezentantów, który z mocą wsteczną zakłada wypłacenie urlopowanym z powodu zamknięcia rządu pracownikom federalnym pensji.

Autor: rf/jk / Źródło: Reuters, PAP, USA Today

Raporty: