Absolutna nowość w kampanii wyborczej na Białorusi - debata telewizyjna - wyprowadziła z równowagi biorących w niej udział kandydatów. Dlaczego? Zabrakło obecnego prezydenta Aleksandra Łukaszenki. - Gdzie jest ten, który jest u władzy, kto powinien odpowiadać na nasze pytania? - pytał szef kampanii "Mów Prawdę!" Uładzimir Niaklajeu, po czym w ramach protestu wyszedł ze studia.
Debata na żywo w TV i druga godzinna debata w radiu państwowym, która odbędzie się w niedzielę, to nowość tegorocznej kampanii wyborczej na Białorusi. Emitowanie tych audycji - a także wystąpień wyborczych na żywo - było postulatem opozycji, która obawiała się montowania materiałów. Jednak sobotnie spotkanie w telewizji nie było zadowalające dla kandydatów opozycji.
Gdzie Łukaszenka?
- Formuła debaty politycznej zakłada udział człowieka, który jest u władzy, i tego, kto do niej pretenduje. Gdzie jest ten, który jest u władzy, kto powinien odpowiadać na nasze pytania? - oburzał się na nieobecność Łukaszenki Niaklajeu. Następnie wyjaśnił, że nie uważa audycji za debatę polityczną i wyszedł ze studia.
Z kolei Mikoła Statkiewicz kilkakrotnie nazwał Alaksandra Łukaszenkę "człowiekiem, który bał się tu przyjść". - Jeśli wierzyć telewizji, masz niebotyczne poparcie, więc na czym polega problem? Przeprowadź uczciwe wybory i pokaż swoją przewagę - mówił.
Nie dajecie nam możliwości rozmawiania z ludźmi, (Łukaszenka) zabrał telewizję, pokazuje się w niej co wieczór, a nas przedstawia jak potworów Mikoła Statkiewicz
Ostre słowa padły też pod adresem państwowej telewizji, która zorganizowała spotkanie. Kandydaci zwracali uwagę, że uczestnicy debaty nie wybierali prowadzących ją dziennikarzy - a byli nimi znani z negatywnych komentarzy o opozycji: Jury Prakopau i Andrej Krywaszejeu.
Niaklajeu przed wyjściem nazwał telewizję "lokajską". Mikoła Statkiewicz, szef komitetu organizacyjnego na rzecz stworzenia Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej, powiedział moderatorom: - Nie dajecie nam możliwości rozmawiania z ludźmi, (Łukaszenka) zabrał telewizję, pokazuje się w niej co wieczór, a nas przedstawia jak potworów.
Bezpośrednio do wyborców zwrócił się szef kampanii "Europejska Białoruś" Andrej Sannikau: - To nasza telewizja, my ją utrzymujemy. Domagajcie się wystąpień na żywo dla wszystkich alternatywnych kandydatów.
Białoruś do Europy
Wobec tego uczestnicy debaty unikali sprowadzenia dyskusji do pytań dziennikarzy i skoncentrowali się na sprawach relacji Białorusi z Europą oraz na kwestiach gospodarczych. M.in. lider sojuszu "O Modernizację" Aleś Michalewicz mówił: - Starałem się nie krytykować obecnej władzy, robiłem wszystko co można, by uniknąć krytyki, ale bardzo wielu absolutnie realnych i prostych rzeczy, które można zrobić, obecna władza nie robi. Można otworzyć Białoruś, zrobić tak, byśmy normalnie współpracowali z Unią Europejską.
Jako realistyczne określił zniesienie wiz do UE dla Białorusinów, opowiedział się też za jednostronnym zniesieniem wiz na Białoruś dla obywateli UE.
Będą protesty
Kandydaci zwracali się też bezpośrednio do wyborców by 19 grudnia przyszli na Plac Październikowy w Mińsku, gdzie opozycja planuje protesty powyborcze. - Oddaj, co ukradłeś, oddaj nam wybory, bo sami przyjdziemy i je odbierzemy - ostrzegał prezydenta w swoim końcowym wystąpieniu Statkiewicz.
Natomiast Sannikau zwrócił się z apelem do oficerów armii, milicjantów i pracowników KGB: - Wiecie, jaki jest wybór społeczeństwa. Po prostu przestrzegajcie prawa, po prostu bądźcie obywatelami swojego kraju.
Źródło: PAP, tvn24.pl