Były premier Francji Francois Fillon oświadczył w czwartek, że pozostanie w wyścigu prezydenckim jako kandydat prawicy. Zdementował zarzuty prasy, która utrzymuje, że jego żona otrzymywała wynagrodzenie za fikcyjną pracę jako jego asystentka.
Francois Fillon zaznaczył, że żona, podejrzewana o fikcyjne zajęcia, pracowała dla niego "od zawsze", w sposób "całkowicie legalny".
Fillon w wiadomościach w telewizji TF1 zapewniał w czwartek, że "nie ma najmniejszej wątpliwości" co do legalności, prawdziwości i całkowitej przejrzystości zatrudnienia jego żony jako asystentki parlamentarnej. Krytykował jednocześnie "niegodny charakter" oskarżeń pod adresem jego żony na trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi. Kandydat prawicy na prezydenta Francji oznajmił w TF1, że gdy był senatorem pracowała dla niego też od czasu do czasu dwójka jego dzieci, a żona Penelope pracowała dla niego już od roku 1980.
Wynagrodzenie dla żony
Francuski tygodnik satyryczny "Le Canard Enchaine" podał, że żona Fillona była przez lata wynagradzana z funduszy parlamentarnych za fikcyjną pracę. Wg tygodnika Penelope Fillon zarobiła ok. 600 tysięcy euro za bycie zatrudnioną jako asystentka swego męża, a następnie jego następcy w Zgromadzeniu Narodowym (parlamencie), a następnie za pracę w pewnym piśmie kulturalnym. Tygodnik zaznaczył, że nie ma dowodów, by żona Fillona naprawdę pracowała. Dziennik "Le Parisien" poinformował w środę na stronach internetowych, że prokuratura ds. finansowych wszczęła tego dnia śledztwo w sprawie doniesień "Le Canard Enchaine". "Le Parisien" nie podał źródła tej wiadomości. 62-letni Fillon ma według ostatnich sondaży rywalizować 7 maja w drugiej turze wyborów prezydenckich z szefową Frontu Narodowego Marine Le Pen. Pierwsza tura wyborów odbędzie się 23 kwietnia.
Autor: mtom / Źródło: PAP