Dwa tysiące godzin w drodze, 38 okrążeń globu. Clinton "idzie odespać 20 lat".


Formalne pożegnanie się Hillary Clinton z stanowiskiem szefa Departamentu Stanu zamyka krótką epokę, gdy dyplomacja USA była kobietą. W ciągu czterech lat pracy Sekretarz pokonała niemal milion kilometrów i odwiedziła 112 państw, co jest rekordem. Jak zapowiedziała, teraz musi odpocząć i "odespać". Nie ustają natomiast spekulacje, czy za trzy lata nie ruszy znów do walki o najważniejsze trofeum, prezydenturę.

Clinton odchodzi ze stanowiska po bardzo udanym urzędowaniu. Jest chwalona za styl, pracowitość i lojalność wobec prezydenta Baracka Obamy. W ciągu czterech lat intensywnej pracy sekretarz nie zaliczyła żadnej dyplomatycznej wpadki.

Odejście Clinton z Departamentu Stanu kończy trwający osiem lat okres, gdy amerykańskiej dyplomacji szefowały kobiety. W 2005 roku stanowisko to za administracji G.W.Busha objęła Condoleezza Rice. Co ciekawe, od ponad dekady, dokładniej od 1997 roku, kiedy Sekretarzem Stanu za Billa Clintona została Madelein Albright, amerykańska dyplomacja jest zdominowana przez kobiety. Okres ich rządów przerwał jedynie na lata 2001-2005 Colin Powell. Jest to istotna różnica w porównaniu z dwoma poprzednimi wiekami, kiedy żadna kobieta nie zarządzała Departamentem Stanu.

Intensywna praca

Clinton jako szefowa dyplomacji pokonała 956733 mil (około 1,5 miliona kilometrów), co wystarczyłoby do okrążenia Ziemi ponad 38 razy. W podróży spędziła łącznie 2084 godziny, czyli ponad 86 dni. Podczas czterech lat urzędowania za granicą była 401 dni. Odwiedziła 112 państw i odbyła 1700 spotkań ze światowymi liderami. Pobiła tym samym rekord ustanowiony przez Albright, która odwiedziła "zaledwie" 98 państw.

Tak intensywny tryb pracy nie pozostał bez śladu. Clinton sama przyznaje, że cztery lata kierowania dyplomacją USA ją wyczerpały. - Potrzebuję odespać za jakieś 20 ostatnich lat - powiedziała niedawno, pytana o to co będzie robić po odejściu ze stanowiska. Chce też napisać książkę i ogólnie relaksować się.

Ale w USA raczej nikt nie spodziewa się, by spoczęła na laurach. Już dawno przestała być żoną byłego prezydenta Billa Clintona i wybiła się na samodzielność. Jest obecnie jednym z najsilniejszych polityków Partii Demokratycznej i cieszy się dużym szacunkiem Amerykanów, którzy w sondażach pozytywnie oceniają jej pracę.

Spekulacje na temat jej przyszłości koncentrują się wokół najwyższego celu amerykańskiego polityka - prezydentury. Clinton nigdy nie powiedziała, czy będzie ponownie próbowała swoich sił w walce o Biały Dom i przejście do historii jako pierwsza kobieta-prezydent USA. Jednak jak zauważają amerykańskie media, nigdy też temu nie zaprzeczała.

Nowe rozdanie

Clinton już raz próbowała swoich sił w walce o prezydenturę w 2008 roku. Wówczas przegrała jednak starcie o nominację Partii Demokratycznej z Barackiem Obamą. Gdy zwycięzca zaoferował jej stanowisko szefa Departamentu Stanu, czyli jedno z kilku najważniejszych stanowisk w gabinecie, pojawiły się spekulacje, jak ułoży się współpraca niedawnych rywali.

Jednak przez cztery lata nie doszło między Clinton a prezydentem do spięcia lub publicznie wyrażonej różnicy zdań. Jak twierdzi Michael O'Hanlon w analizie opublikowanej w "Foreign Affairs", Clinton była jednak lojalna rozumiejąc, że sekretarz stanu realizuje politykę zagraniczną określoną przez prezydenta i nic dobrego z publicznych konfrontacji nie wynika. - Zaoferowanie Clinton współpracy opłaciło się Obamie z nawiązką - pisał w ubiegłym roku tygodnik "Economist": "Uzyskał doradcę i ambasadora USA prezydenckiego kalibru, jednocześnie usuwając ją z Senatu, gdzie jako wpływowa demokratyczna rywalka mogła stworzyć krąg rozczarowanych".

Jedną większą skazą na jej obrazie jest kwestia ataku na amerykański konsulat w Bengazi we wrześniu 2012 roku. Republikanie ostro atakują ją za rzekome zaniedbanie w organizacji bezpieczeństwa placówki.

Dzięki czterem latom pracy Clinton ma zdecydowanie silniejszą pozycję i dała się dobrze poznać Amerykanom, co dobrze wróży jej ewentualnym szansom w walce o prezydenturę. Sondaże wskazują, że ma niemal zapewnioną nominację Partii Demokratycznej. Clinton jest dziś w sondażach bardziej popularna od Obamy.

Dyplomacja bez przełomu

Ekspertom trudniej natomiast dokonać bilansu działalności Clinton jako szefowej dyplomacji. Nawet jej zwolennicy przyznają, że niewiele najpoważniejszych problemów zostało rozwiązanych. Być może za wcześnie na ocenę długofalowych skutków jej dyplomacji. - W obliczu pogrążonego w chaosie Bliskiego Wschodu, zmieniających się relacji USA z Chinami i Rosją, szersza ocena jej kadencji może być tylko prowizoryczna - uważa O'Hanlon. Niemniej przyznaje, że "trudno ją uznać za historyczną sekretarz stanu". Zauważa, że pod kierownictwem Clinton dyplomacja USA nie rozwinęła żadnej nowej wielkiej koncepcji, porównywalnej do inicjatyw jej niektórych poprzedników, jak stworzenie NATO podczas zimnej wojny, otwarcie USA na Chiny z inicjatywy Henry'ego Kissingera, czy naciski Jamesa Bakera na zjednoczenie Niemiec po upadku muru berlińskiego. Według O'Hanlona być może istniejące obecnie na świecie problemy nie dojrzały do wielkiej inicjatywy, ale pozostaje faktem, że nie było za Clinton "wielkich historycznych przełomów".

Autor: mk//kdj / Źródło: PAP, The Atlantic, tvn24.pl