Krzyki, strzały, ranny kolega i poczucie ogromnego strachu. Jeremy Ganz, pracownik techniczny budynku, w którym doszło do zamachu na "Charlie Hebdo", szczegółowo opowiedział telewizji CNN o momencie wtargnięcia braci Kouchi do redakcji czasopisma.
- Podniosłem głowę, jakiś człowiek z bronią krzyczał "Charlie!". Krzyknąłem, że jestem pracownikiem technicznym, ale on zaczął strzelać w naszym kierunku - relacjonował Jeremy Ganz. - Krzyczał "Gdzie jest 'Charlie Hebdo'?", a ja na to, że nie wiem; że to nasz pierwszy dzień w pracy. Odruchowo zasłoniłem głowę, jakby chciał mnie uderzyć - dodał.
Na miejscu był też kolega Ganza, Fredo, który krzyczał, że jest ranny i prosił Ganza, by zadzwonił do jego żony. - Rzuciłem się na niego, żeby go osłonić. Uciskałem jego ranę - mówił świadek.
Wtedy napastnicy zaczęli wracać w ich kierunku. - Celowali do nas z karabinów. Przeszli do innej części budynku, a ja pomyślałem, że zaraz przyjdą i nas wykończą - wspomina mężczyzna, który zaciągnął rannego kolegę do toalety. Tam zamknął drzwi i położył się na podłodze. - Wciąż słyszałem strzały, ale myślałem sobie: nie znajdą nas - opowiadał.
Zamach na redakcję
7 stycznia w zamachu na redakcję "Charlie Hebdo" we Francji bracia Said i Cherif Kouachi zastrzelili 12 osób, w tym głównych rysowników pisma. Dzień później powiązany z napastnikami Amedy Coulibaly zastrzelił policjantkę, a w piątek wziął zakładników w sklepie z żywnością koszerną, zabijając cztery osoby. Terroryści zginęli w piątek podczas operacji sił specjalnych francuskiej policji.
W sumie w atakach terrorystycznych w Paryżu, których sprawcami byli francuscy dżihadyści pochodzenia algierskiego, zginęło 17 osób.
Autor: mtom / Źródło: CNN Newsource/x-news, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA