Birma: junta aresztowała 3 tys. osób


Rządząca Birmą wojskowa junta poinformowała w środę, że po zdławieniu prodemokratycznych demonstracji aresztowała prawie 3 tysiące osób, a kilkaset z nich wciąż przebywa w areszcie.

Informację opublikowano na pierwszej stronie dziennika "Nowe Światło Myanmaru", będącego propagandową tubą rządu. "Ci którzy stali na czele, uczestniczyli i wspierali zamieszki, jakie wybuchły we wrześniu, zostali wezwani i są obecnie przesłuchiwani" - napisano w dzienniku. "Niektórzy nadal są uczestnikami śledztwa, a ci, których powinno się zwolnić, zostaną zwolnieni" - oświadcza junta.

Od czasu wybuchu protestów oficjalnie zatrzymano 2927 osób a prawie 500 z nich wciąż pozostaje w areszcie. Każda ze zwolnionych osób musiała podpisać "deklarację", prawdopodobnie że nie będzie brała udziału w podobnych wystąpieniach w przyszłości. W oświadczeniu z 8 października junta poinformowała o aresztowaniu 2100 osób.

Apel opozycji

Tymczasem członkowie demokratycznej opozycji wysłali do ONZ list, w którym apelują do Rady Bezpieczeństwa, by wprowadziła embargo na broń i zamroziła inwestycję w Birmie. Miałoby to skłonić juntę do podjęcia kroków w kierunku w kierunku demokratyzacji.

"To może być ostatni list, jaki wysyłamy wam przed naszym aresztowaniem i torturami i wysyłamy go w największym pośpiechu" - możemy przeczytać w piśmie wysłanym przez Tun Myint Aunga, Nilar Theina and Soe Htuna związanych z ruchem studenckim z 1988 roku.

Fala demonstracji rozpoczęła się w Birmie w połowie września. Inicjatorami akcji byli buddyjscy mnisi, których w Brimie jest około 300 tysięcy. Początkowo demonstrowano przeciwko drastycznym podwyżkom cen podstawowych produktów, później przekształciły się w największe prodemokratyczne protesty od krwawo zakończonych wystąpień w 1988 roku. Niestety, także wrześniowe protesty zostały stłumione wojsko i siły bezpieczeństwa. Zginęło co najmniej 10 osób, choć prawdziwe liczby mogą być znacznie większe.

Źródło: Reuters, TVN24