W niedzielę, po 11 miesiącach krwawych represji wobec zbuntowanej opozycji, rząd syryjski przeprowadzi referendum w sprawie zmiany ustawy zasadniczej. Instytucja referendum służyła dotychczas utrwalaniu syryjskiej dyktatury. Jednocześnie rządowa armia nasiliła ofensywę przeciwko rebeliantom. Asad nadal cieszy się dużym poparciem w kraju i w obecnej chwili dużo wskazuje na to, że reżim może przetrwać.
Prezydent Syrii Baszar el-Asad, obiecując 10 stycznia referendum w sprawie konstytucji, jednocześnie oświadczył: "Nasz priorytet polega obecnie na przywróceniu bezpieczeństwa, którym cieszyliśmy się przez dziesięciolecia".
- To zaś - dodał - można osiągnąć jedynie miażdżąc terrorystów żelazną pięścią. Przyznał, że "kryzys syryjski" kosztował wiele ofiar, ale odpowiedzialnością za nie obarczył "zagranicznych konspiratorów" .
Asad konsekwentnie urzeczywistnia ten plan: od blisko trzech tygodni wierne mu wojska prowadzą regularną ofensywę przeciwko uczestnikom buntu obywatelskiego. Jest ona skoncentrowana na głównym ośrodku opozycji, mieście Hims, w zachodniej Syrii.
Według ocen ONZ, liczba śmiertelnych ofiar nierównej wojny domowej gwałtownie podskoczyła w ostatnich tygodniach z 5 do 8,5 tys.
Referendum
Według Asada, reforma konstytucyjna ma polegać na rezygnacji partii BAAS z jej pozycji praktycznie jedynej dotychczas partii rządzącej (nie licząc siedmiu partii "dozwolonych", które nie stanowią opozycji w parlamencie), utworzeniu rządu koalicyjnego, w skład którego weszliby "przedstawiciele wszystkich sił" oraz na przeprowadzeniu "przed nastaniem lata" wyborów parlamentarnych.
Miałoby to być spełnienie obietnic, które Baszar el-Asad powtarza od blisko 12 lat, odkąd odziedziczył władzę po swym ojcu Hafezie el-Asadzie.
Referenda służyły dotąd utrwalaniu władzy syryjskiej oligarchii. Długoletni korespondent hiszpańskiego dziennika "El Pais" na Bliskim Wschodzie, Ferran Sales, uważa je za "instrument władzy" wielu dyktatur.
Ojciec obecnego prezydenta Syrii i założyciel "dynastii" Asadów doszedł do władzy w 1971 roku, obalając w zamachu stanu poprzedniego prezydenta Nura el-Dina Atasiego. Postarał się jednak o potwierdzenie "legalności" swej władzy jeszcze na rok przed śmiercią w referendum z 1999 roku. Był w nim jedynym kandydatem na szefa państwa. Ogłoszono, że uzyskał poparcie 99,98 proc. wyborców.
Tym samym mechanizmem konstytucyjnym posłużył się obecny dyktator Syrii Baszar el-Asad, który po śmierci ojca decyzją uległego mu parlamentu został jedynym kandydatem na prezydenta w referendum z lipca 2000 roku.
Asad się wybroni?
Ostatnie doniesienia z Syrii świadczą o tym, że bunt obywatelski, który przekształcił się w niektórych rejonach Syrii w rodzaj nierównej wojny domowej, może nie zakończyć się sukcesem opozycji. A Baszar el-Asad może na razie nie podzielić losu dyktatorów Tunezji, Egiptu i Libii.
Bunt przeciwko jego władzy ma podobnie jak w tamtych krajach wyraźne motywacje społeczno-ekonomiczne. Pierwsza eksplozja sprzeciwu wobec wąskiej syryjskiej oligarchii finansowej skupionej wokół rodziny Asadów nastąpiła nie gdzie indziej, jak w ubogich dzielnicach stolicy Syrii. Dostarczają one taniej siły roboczej gospodarce zmonopolizowanej przez klan rodzinny prezydenta Syrii.
Według "Financial Times" Rami Makluf, należący do rodziny matki obecnego prezydenta Anisy, zwany "królem Syrii", kontroluje 60 proc. gospodarki kraju: telekomunikację, dystrybucję paliw, przemysł turystyczny, większość importu.
Jak twierdzi syryjska opozycja, Makluf przeznacza ostatnio znaczną część swej fortuny na finansowanie reżimowej propagandy, zaopatrzenie wojska i premie dla funkcjonariuszy czterech dyrekcji służb bezpieczeństwa oraz ich wojskowych odgałęzień. Są to zarządy Wywiadu Wojskowego, Wywiadu Sił Lotniczych, Bezpieczeństwa Państwa oraz Bezpieczeństwa Politycznego.
Klan Asadów może czuć się na razie względnie bezpiecznie w swym ufortyfikowanym pałacu na zboczach góry Kassion w Damaszku. Inaczej niż w Tunezji, Egipcie i Libii, pod wpływem buntu obywatelskiego proces erozji władzy oligarchii i wojska nie doszedł na razie do punktu, z którego nie ma już odwrotu.
Wciąż ma wielu obrońców
Jak wynika z codziennych doniesień agencyjnych, dezercja z wojska do Wolnej Armii Syryjskiej osłabia je, ale nie naruszyła dotąd najwyższego dowództwa sił zbrojnych. Dezerterują jedynie oficerowie niższej i średniej rangi.
Podobnie przedstawia się sytuacja, jeśli chodzi o zwierzchników i przywódców Kościołów i grup religijnych w Syrii. Przywódca sunnitów co piątek potępia podczas modłów protesty antyrządowe.
Pięciu patriarchów Kościołów chrześcijańskich - ubolewa konserwatywny hiszpański dziennik "ABC" - "nadal mówi o Baszarze el-Asadzie jako o prezydencie, który nie ma równych sobie w świecie arabskim".
Wypowiadający się na ogół anonimowo dyplomaci europejscy i arabscy pozostający w Damaszku przyznają, że reżim został bardzo osłabiony wskutek wydarzeń ostatniego roku, jednak "zewnętrzna tarcza", jaką tworzą wokół niego Iran, Chiny i Rosja, wciąż zapewnia mu skuteczną ochronę.
W przekonaniu tych ekspertów "kosmetyczna operacja", jaką będzie niedzielne referendum, może w pewnej mierze ułatwić obronę interesów reżimu Baszara el-Asada na forum międzynarodowym. Jemu samemu pozwoli, być może, zyskać na czasie.
Źródło: PAP