Waszyngton zdecydował się na wsparcie Libii milionami dolarów i żołnierzami sił specjalnych, które mają pozwolić na stworzenie elitarnej jednostki przeznaczonej do walki z różnymi bojówkami. Rząd nowej Libii nie jest w stanie samodzielnie sobie z nimi poradzić z powodu słabości wojska i policji.
Jak pisze "New York Times", administracja Baracka Obamy podjęła stosowne kroki we wrześniu, jeszcze przed szturmem radykalnej bojówki na amerykański konsulat w Bengazi, który doprowadził do śmierci trzech Amerykanów. Po ataku sprawa zyskała jednak na znaczeniu i przyśpieszono prace.
"Bratnia pomoc" zza oceanu
Plan programu mającego na celu "wzmocnienie możliwości władz Libii w zwalczaniu zagrożenia ze strony Al-Kaidy i organizacji pokrewnych", został przesłany do Kongresu czwartego września. Politycy zgodzili się, żeby zabrać na ten cel osiem milionów dolarów z budżetu Pentagonu przeznaczonego na podobne działania w Pakistanie.
Pieniądze mają wystarczyć na wytrenowanie i uzbrojenie oddziału specjalnego liczącego 500 osób, do końca 2013 roku. Większość szkolenia mają przeprowadzić żołnierze sił specjalnych USA. - Na początku ma powstać specjalna jednostka szybkiego reagowania - powiedział informator "NYT". Wyszkoleni przez Amerykanów żołnierze mają służyć do "poskramiania" bojówek, które po zwycięstwie w wojnie domowej nie chcą podporządkować się nowej władzy i rozbroić.
Oficjalnie plan nie uzyskał jeszcze ostatecznej akceptacji i nie rozpoczęto jego wdrażania, z tego powodu pozostaje tajny. Dalsze cztery miliony dolarów mają zostać przeznaczone na wzmocnienie kontroli libijskich granic, dziurawych od rebelii w 2011 roku.
- Musimy działać, bo ci "źli" nie ustają planować i organizować się - stwierdził w rozmowie z "NYT" były pracownik Departamentu Stanu, który pracował w Libii. - To wyścig pomiędzy ekstremistami i organizującymi się władzami Libii - dodał.
Autor: mk//gak / Źródło: "New York Times"
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA)