"Światła nagle zgasły". Tak miły rejs zamienił się w koszmar


Dla pasażerów wycieczkowca Viking Sky to miał być przyjemny i spokojny rejs z Norwegii do Wielkiej Brytanii. W sztormowej pogodzie statek uległ jednak poważnej awarii. Rozpoczęła się dramatyczna akcja ratunkowa. Na pomoc uwięzionym na pokładzie ludziom przybyło aż pięć śmigłowców. Wszyscy pasażerowie są już na lądzie. Teraz relacjonują chwile grozy, które przeżyli na wzburzonym norweskim morzu.

Statek wycieczkowy, który w sobotę w pobliżu zachodniego wybrzeża Norwegii doznał w sztormowej pogodzie awarii napędu, dotarł w niedzielę po południu do portu Molde. W trakcie trwającej nieprzerwanie przez całą noc akcji pięć śmigłowców przewiozło na ląd 463 osób, 17 z nich hospitalizowano z powodu odniesionych wcześniej obrażeń.

W momencie wysłania przez statek Viking Sky w sobotę po południu sygnału z żądaniem pomocy, znajdowało się na nim łącznie 1373 osób - 915 pasażerów i 458 członków załogi. Ratownikom utrudniały pracę silny wiatr i wysokie fale. Wycieczkowiec miał we wtorek zawinąć do brytyjskiego portu Tilbury koło Londynu po odwiedzeniu norweskich nadmorskich miast Narwik, Alta, Tromso, Bodo i Stavanger. Większość zaokrętowanych turystów stanowili obywatele USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Nowej Zelandii i Australii. Jak poinformował armator statku, spółka Viking Ocean Cruises, obrażeń doznało dwadzieścia osób, część z nich jest hospitalizowana. Norweskie media podają, że trzy osoby są w stanie ciężkim.

- Nasi pasażerowie to głównie seniorzy, tacy jak ja. Kiedy wyobrażam sobie akcję ewakuacyjną, to musiało być dla nich straszne przeżycie - powiedział szef spółki, Torstein Hagen.

Trasa statku Viking Sky tvn24

"Wszyscy musieliśmy się ewakuować"

Pośród 200 Brytyjczyków obecnych na pokładzie wycieczkowca byli Derek i Esther Browne z Hampshire. Jak wspomina mężczyzna, statek "toczył się i toczył" całą noc w piątek, zanim w sobotę silniki całkowicie przestały działać. - Wybieraliśmy się na popołudniowy pokaz filmowy, gdy światła nagle zgasły - opowiada. Chwilę później on i jego żona usłyszeli jak wrzucono do wody kotwicę. Następnie z radia rozległo się głośne "Mayday, mayday! (odpowiednik SOS - red.)". - Wszyscy musieliśmy się ewakuować - relacjonuje pan Brown.

Ewakuację utrudniały jednak skrajne warunki pogodowe. - Łodzie ratunkowe nie były w stanie funkcjonować - wspomina pasażer. Jak dodaje, morze było tak wzburzone, że norweskie służby ratunkowe nie mogły wypłynąć statkami, więc na pomoc wysłano helikoptery. - Kilka osób niesiono na noszach, niektórzy mieli rany cięte, inni połamane kończyny - relacjonuje. - Byłem zaniepokojony, co się stanie z promem, co będzie z naszymi rzeczami, jeśli on zatonie po naszej ewakuacji. Byliśmy trochę przerażeni. Ewakuacja helikopterem to wielka sprawa, bardzo poważna, na szczęście lotnisko było niedaleko - wspomina Derek, który nigdy wcześniej nie leciał śmigłowcem. - Nad głowami wiał bardzo silny wiatr, jeden z ratowników zszedł (z helikoptera - red.) na statek, a potem zostaliśmy wciągnięci do góry - opowiada Brytyjczyk. Przez całą drogę do śmigłowca miał zamknięte oczy.

Ewakuacja z wycieczkowca u wybrzeży Norwegii. Sytuacja była bardzo groźnaTwitter/Emi Nivantha

"Bardzo przerażające doświadczenie"

Inny pasażer, George Davis z Manchesteru, wyjaśnia w rozmowie z BBC News, że ratowanie go i jego żony Barbary zajęło 10 godzin.

- To było bardzo przerażające doświadczenie - wspomina mężczyzna. Jak twierdzi, miejscowi "byli zdumieni, że popłynęliśmy w sam środek sztormu wiedząc, że się zbliża".

- To był jeden z najbardziej przerażających momentów, jakich doświadczyłem - wyznaje Davis. Jak dodaje, "wszystko się kołysało, wiał okropny wiatr i było bardzo zimno". - Nie mogliśmy ustalić, dokąd zmierza statek - wspomina.

Do godziny 22:40 w sobotę na brzeg przetransportowano 155 osób.

"Śmiertelnie niebezpieczne" warunki

Część pasażerów pozostała jednak na statku. Wśród nich byli Chris i Debbie O’Connor z Londynu. Małżeństwo spędziło całą noc na pokładzie, bujanym na wszystkie strony przez szalejący na zewnątrz sztorm.

Jak wspominają w rozmowie z BBC News, warunki na zewnątrz były "śmiertelnie niebezpieczne", dlatego woleli zostać na statku, gdzie mimo wszystko czuli się bezpieczniej.

- Myśl, że mam wyjść na zewnątrz w ten wiatr wiejący z prędkością ponad 40 metrów na sekundę i te niemal 10 metrowe fale, by zostać zabranym przez helikopter… nie chciałem tego - wyznał Chris O’Connor.

Kontynuowaną w niedzielę rano w stałym tempie ewakuację pasażerów wstrzymano, gdy "Viking Sky" ruszył w asyście dwóch holowników w kierunku pobliskiego portu Molde. W tym czasie mechanicy zdołali ponownie uruchomić trzy z czterech silników wycieczkowca. W niedzielę po południu statek przybił do portu. Wszyscy pasażerowie są już na lądzie. Ukończony w 2017 roku wycieczkowiec Viking Sky ma 227 metrów długości i 47 800 ton pojemności. Jego armatorem jest spółka Viking Ocean Cruises z siedzibą w szwajcarskiej Bazylei.

Autor: momo//kg / Źródło: BBC News, PAP

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA