Na listach wyborczych regularnie można znaleźć ludzi związanych ze sportem: zawodników, trenerów, dziennikarzy. I oni, i dające im miejsca na listach komitety liczą tym samym na polityczne skonsumowanie sportowej popularności. Historie sportowców polityków pokazują jednak, że znane nazwisko nie zawsze wystarcza, a żeby utrzymać zdobyty popularnością mandat, trzeba się wykazać działalnością polityczną.
Sejmowym debiutantem będzie Rafał Siemaszko. Jako piłkarz największe sukcesy odnosił z Arką Gdynia. To jego gol zdecydował o zdobyciu przez Arkę Pucharu Polski w 2017 roku, o czym Siemaszko skrupulatnie przypominał w kampanii na swojej stronie internetowej. Nadal kopie piłkę - jako grający trener w V-ligowej Wierzycy Pelplin.
Na liście Koalicji Obywatelskiej w okręgu nr 26 (Gdynia/Słupsk) Rafał Siemaszko miał 11. miejsce. Dostał ponad 15 tysięcy głosów - niemal dwa razy tyle co Henryka Krzywonos-Strycharska, legenda opozycji w czasach PRL. To dało mu trzeci wynik na liście KO i ósmy spośród wszystkich kandydatów w okręgu. Najwięcej głosów dostał w Gdyni, a także w Rumii, gdzie grał w tamtejszym Orkanie.
- Start w miejscu, gdzie prowadzili swoje kariery i odnosili sukcesy, zwiększa szanse powodzenia byłych sportowców. W polityce ważne są emocje. Ze sportowcami zwykle mamy dobre wspomnienia; więc tam, gdzie są kibice danego sportowca, tam liczy na głosy - mówi dr Natalia Organista, socjolożka sportu z warszawskiej AWF.
Znane twarze
Blisko 21 tysięcy głosów zebrał w wyborach Apoloniusz Tajner. Trener Adama Małysza, a później prezes Polskiego Związku Narciarskiego uzyskał na listach Koalicji trzeci wynik w okręgu nr 27 (Bielsko-Biała).
Ale sportowa rozpoznawalność wyborczego sukcesu nie gwarantuje. Na byłego skoczka narciarskiego Jakuba Kota zagłosowało ponad 5 tysięcy osób, co też było trzecim wynikiem na liście, ale w okręgu 14 (Nowy Sącz) mandatu nie dało.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam