Premium

Przemytnicy uwijają się na granicy, nie każdego "gościa" stać na "biuro podróży" Łukaszenki

Zdjęcie: Jagoda Grondecka

Od tygodni Ukraińcy, głównie kobiety i dzieci, przekraczają na niespotykaną dotąd skalę granice Polski i innych sąsiednich państw. A jeszcze pół roku temu oczy całego świata zwrócone były na Afganistan i jego mieszkańców, uciekających przez rządami talibów i ich konsekwencjami, czepiających się odlatujących samolotów.

Dziś próżno szukać relacji z masowych ucieczek Afgańczyków, kobiety w ogóle mają zakaz opuszczania kraju bez mężczyzny, ba, nawet domu. Ale nie jest tak, że nie starają się wyjechać z kraju. Tyle że dziś potrzebują trzy razy więcej dolarów niż latem 2021 roku albo prawdziwego majątku, by skorzystać z "biura podróży" Łukaszenki. 

Każdy przekraczający granicę musi liczyć się z tym, że zostanie złapany i deportowany do kraju, a jaki ich czeka los - można sobie tylko wyobrazić. A jeszcze trudniej liczyć na współczucie dla tych migrujących - nie uciekają przed bombami, tylko przed biedą.

Jak uciekano z Afganistanu?

Samim* był jednym z ponad miliona Afgańczyków, którzy po przejęciu władzy przez talibów w sierpniu ubiegłego roku próbowali nielegalnie opuścić kraj. Wraz ze starszym bratem zapłacili przemytnikowi za przebycie nazywanej przez przemytników "złotym półksiężycem" trasy z Afganistanu do Iranu przez Pakistan. Choć Afganistan ma granicę z Iranem, przekraczanie jej, np. w prowincji Nimruz czy Herat, jest bardzo ryzykowne i wymagające fizycznie - na swojej drodze migranci muszą pokonywać wysokie mury, drut kolczasty, pustynię, rzeki i strome wzgórza. Droga prowadząca przez Pakistan, choć dłuższa, niesie ze sobą większe szanse powodzenia. Tak było i w tym przypadku - Samimowi udało się dostać do Bandar-e Abbas, irańskiego miasta portowego nad Zatoką Perską. Jego ostatecznym celem nie był jednak Iran, ale Turcja. Zanim zdążył wyruszyć w dalszą drogę, wraz z grupą innych Afgańczyków został deportowany.

Przemytnik, który przedstawia się jako Szafi (ze względów bezpieczeństwa nie chce podać swojego prawdziwego imienia), podczas rozmowy przez WhatsApp potwierdza, że od kilku miesięcy ma zdecydowanie więcej pracy. Ci, którzy zostali odesłani, często zwracają się do przemytników ponownie, podejmując kilka, a nawet kilkanaście prób, licząc na to, że za którymś razem uda im się dostać do Iranu i nie zostać deportowanym. Wraz ze zwiększonym zapotrzebowaniem na usługi przemytników wzrosły także ceny ich usług.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam