Pamiętam, że było szaro. Mimo że to był maj. Żadnej nadziei, że uda nam się ukryć, że się uratujemy, że przeżyjemy - wspomina Halina Birenbaum. Będąc dzieckiem, przeżyła powstanie w getcie warszawskim. Razem z matką i bratem ukrywali się w bunkrze. Do początku maja, gdy Niemcy odkryli ich kryjówkę.
- Idąc na Umschlagplatz, usłyszałam dźwięk pianina. Ktoś grał po drugiej - aryjskiej stronie muru. Dziwne uczucie. To pianino jeszcze istnieje? Komuś chce się jeszcze go używać? W takim momencie? - pyta Halina Birenbaum w rozmowie z Jackiem Tacikiem, który odwiedził ją w jej domu na przedmieściach Tel Awiwu w Izraelu.
Urodziła się 15 września 1929 roku w Warszawie. Jest polsko-izraelską pisarką, poetką i tłumaczką. Spod jej pióra wyszły m.in. "Nadzieja umiera ostatnia", "Powrót do ziemi praojców" oraz "Życie każdemu drogie". Od 1947 roku mieszka w Izraelu.
Jacek Tacik: Jaki to był dzień?
Halina Birenbaum: 19 kwietnia? Nie wiem, bo już byłam w bunkrze. Na Miłej 3. Trzy długie tygodnie. I to z bunkra wzięli nas na Majdanek.
Ile miała pani lat, gdy wybuchło powstanie w getcie?
Trzynaście.
Wiedziała pani, że do niego dojdzie?
Tak.
Panował strach, że Niemcy się zemszczą i wszystkich pozabijają. Ale po czasie, gdy kolejne grupy Żydów były wywożone z getta do obozów koncentracyjnych, przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Dominowało pragnienie, chęć zrobienia czegoś. Przeciwstawienia się Niemcom. Obrony. Walki o życie.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam