Premium

Kto leczy twoją duszę? Weronika odkryła, że jej terapeuta jest księdzem. "Poczułam się oszukana"

Zdjęcie: Shutterstock

Jak dużo powinien wiedzieć pacjent o swoim psychoterapeucie? Przedstawiciele różnych nurtów są zgodni: jak najmniej. Weronika nie chciała kolejnego terapeuty księdza, bo zawiodła się na tym pierwszym. O tym, że leczy się u duchownego, dowiedziała się przypadkiem. Czy powstająca w Sejmie ustawa o zawodzie psychoterapeuty pozwoli uniknąć podobnych sytuacji?

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

Weronika wie, że musi sobie pomóc. Ma powracające myśli samobójcze, które dopadają ją i trzymają długo. Tak długo, aż brakuje tchu. Dopiero od pół roku chodzi na terapię, a matką autystycznego chłopca jest od wielu długich lat. Czuje, że w tym drugim życiu, które zaczęła po diagnozie syna, utknęła na dobre. Ciągle zmęczona, ciągle niewyspana, nawet ulubione potrawy nie mają już smaku. I te straszne myśli. Może to depresja?

Na terapii chce lepiej wszystko zrozumieć.

Pewnego dnia sprawdza listę księży w swojej parafii. Widzi nazwisko i imię, które zna. Potem znajduje zdjęcie. Fotografię zapisuje na komputerze, powiększa. On czy nie on? To na pewno on. Jej psychoterapeuta. Stoi na mszy z monstrancją.

Na pierwszej konsultacji powiedziała przecież jasno: "Poprzednią terapię przerwałam po tym, jak mój terapeuta okazał się księdzem". 

Nie dowierza. 

- Poczułam, jakbym dostała w twarz - mówi Weronika.

Złe przeczucia

Weronika opowiada o sobie: wrażliwa. Ważne są dla niej międzyludzkie relacje. Dużo zastanawia się nad tym, skąd jesteśmy i po co. Taka filozoficzna natura. 

- Jestem optymistką, ale diagnoza autyzmu naszego syna zostawiła w mojej psychice mocny ślad. Męża poznałam, gdy pracowałam na uniwersytecie. Miał wtedy 24 lata, a ja 21. Byliśmy szczęśliwi, zdrowi, w naszych rodzinach nie było żadnych poważnych schorzeń. Zaszłam w ciążę. Nie była planowana, ale cieszyliśmy się. Komplikacji nic nie zapowiadało. Gdy synek miał kilka miesięcy, pojechaliśmy na jakiś czas do Madrytu, bo mąż miał tam kontrakt. Pamiętam, że spacerowałam z dzieckiem, kupowałam owoce na targu, słońce prażyło. I nagle przez głowę przeszła mi myśl, że to wszystko, ten piękny czas, zaraz się skończy. Podświadomie, ale i z obserwacji innych dzieci na placach zabaw, czułam, że synek nie rozwija się prawidłowo.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam