80-letni rowerzysta uderzony przez kierowcę, który uciekł z miejsca wypadku. 50-latek wyrzucony na jezdnię po zderzeniu na autostradzie. 25-latek, który życiem zapłacił za czyjąś brawurę. Ich tragedie to kolejne punkty na policyjnej mapie. Działa od sześciu dni i już robi się na niej gęsto. W ubiegłym roku, na koniec wakacji, była czarna.
Punkcik, którego nie widać - Dzierzgówek. 25 czerwca.
Wracali z pracy. W osobowym busie jadącym autostradą A2 w okolicach Łowicza było pięć osób. Poczuli uderzenie - w tył ich samochodu uderzył rozpędzony volkswagen. Bus wpadł w poślizg i wbił się w bariery energochłonne.
Bartek, ratownik medyczny od 12 lat, miał wtedy dyżur w łódzkiej bazie Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Od momentu, w którym rozległ się alarm, do startu śmigłowca minęło kilka minut.
- Wiesz, że nie możesz myśleć o tym, co za chwilę zobaczysz. Będzie krew, upiorne obrażenia ciała. I śmierć - opowiada.
Śmigłowiec wylądował tuż obok pasa autostrady. Na miejscu była już karetka i to jej zespół - zgodnie z procedurami - dowodził akcją ratunkową.
- Na dole jest facet, wyrwało go z wnętrza auta i spadł z wysokiego na kilka metrów wiaduktu. Potrzebuje najpilniejszej pomocy - usłyszał Bartek.
Wiedział, że w tym wypadku zginęła już jedna osoba. Jeżeli mężczyzna pod wiaduktem natychmiast nie dostanie pomocy, to też umrze.
- Młody chłopak, jakoś po trzydziestce. Serce mu biło, ale był głęboko nieprzytomny. Musieliśmy natychmiast wspomóc jego oddychanie, został zaintubowany - opowiada.
Po trzydziestu minutach na miejscu wypadku śmigłowiec LPR już startował z ciężko rannym mężczyzną na pokładzie.
- Jeżeli chcesz pracować w tym zawodzie, to musisz o takich obrazkach szybko zapominać. Tego lata będę widział jeszcze kilkadziesiąt podobnych tragedii - przewiduje.
W 2019 w wakacje:
Mapa
Policja w tym roku, podobnie jak rok temu, aktualizuje wakacyjną mapę śmierci na drogach: oddelegowani do tego policjanci zaczynają dyżur od naniesienia na mapę kolejnych punktów.
- Każdy z nich oznacza wypadek, w którym ktoś zginął. To kierowcy samochodów osobowych i ich pasażerowie, motocykliści, rowerzyści, piesi zabici na chodnikach i na przejściach dla pieszych - mówi tvn24.pl komisarz Robert Opas z Komendy Głównej Policji.
Dramat na A2, który na własne oczy oglądał Bartek, nie trafił na interaktywną mapę. Policja prowadzi statystyki od piątku, 26 czerwca. W piątek rano trafi za to tragedia, do której doszło dzisiaj na A1, obok Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie zginął 50-letni mężczyzna. Sprawcy tej tragedii uciekli i są poszukiwani przez policję.
- Do czwartku, w ciągu zaledwie czterech dni, musieliśmy już odnotować 36 tragedii. Gdybyśmy doliczali wypadki, w których ktoś odniósł poważne obrażenia, to na mapie już byłoby ciasno - dodaje Opas.
Pod koniec ubiegłorocznych wakacji mapa była już czarna od kropek, nieczytelna - na drogach zginęły 582 osoby. Czyli każdego dnia statystycznie umierało osiem osób.
- Bardzo chcielibyśmy, żeby w tym roku było inaczej. Niestety, nie pamiętam dnia, w którym ofiar byłoby mniej niż cztery - dodaje Opas.
Punkty, które już są
W Lęborku zginął kierowca auta, które wbiło się w bariery energochłonne. W Gdyni zmarł rowerzysta, który uderzył w słup. Pod Słupskiem motocyklista stracił życie po tym, jak uderzył w drzewo. Niedaleko Świdwina (woj. zachodniopomorskie) w taki sam sposób - na drzewie - życie zakończył kierowca samochodu osobowego.
W Wałczu w tym tygodniu zginął 80-letni rowerzysta, w którego uderzył samochód. Sprawca uciekł z miejsca wypadku. W Warszawie od zeszłego piątku były już dwie tragedie: w jednej zginął motocyklista, w drugiej pieszy. W Wieluniu - bez swojej winy - zmarł 25-latek. Jadący z naprzeciwka 18-latek zdecydował się na wyprzedzanie, chociaż nie mógł tego bezpiecznie zrobić. Doszło do czołowego zderzenia.
Tak o półmetku zeszłorocznych wakacji informowaliśmy na tvn24.pl:
To kolejne osiem punkcików na mapie. To osiem osób, które nigdy nie dojadą na wakacje, które nigdy nie wrócą do domu.
- Prawda jest taka, że każdy z punkcików to tragedia. Historia czyjejś brawury, pecha, nieszczęśliwego zbiegu okoliczności - mówi tvn24.pl inspektor Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
Tegoroczna mapa różni się od ubiegłorocznej tym, że w każdy punkt można kliknąć i przeczytać krótki komunikat o tym, jak doszło do tragedii.
- Mapę pokazujemy nie tylko w sieci. Jest ona również prezentowana w centrach handlowych, dworcach czy na tablicach informacyjnych. Łącznie to ponad 2500 miejsc w całym kraju. Chcemy, żeby mapa i płynący z niej ogrom problemu był zauważalny dla jak największej grupy osób - dodaje Ciarka.
Pijani i "nafukani"
Z policyjnych statystyk wynika, że 89 proc. wypadków w 2019 roku spowodowali kierowcy samochodów osobowych. Najczęstszym grzechem doprowadzającym do tragedii jest nieustąpienie prędkości przejazdu (ponad 7 tysięcy zdarzeń w 2019 roku). Na drugim miejscu jest zbyt szybka jazda.
W co dziesiątym wypadku z 2019 roku (9 proc.) brała udział osoba pod wpływem alkoholu. Promile we krwi, w jakimś stopniu, doprowadziły do śmierci 326 osób.
- Na szczęście liczba wypadków z udziałem użytkowników dróg będących pod wpływem alkoholu regularnie spada. W 2011 roku było aż 4972 takich zdarzeń. Rok temu takich wypadków odnotowaliśmy 2717 - mówi Mariusz Ciarka.
Niestety, z badań opublikowanych w 2018 roku przez Instytut Transportu Samochodowego wynika, że coraz więcej sprawców wypadku doprowadza do tragedii pod wpływem substancji odurzających, takich jak narkotyki czy dopalacze.
- Dane Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji z lat 2014-2017 wskazują na ponad 50-procentowy wzrost liczby kierowców złapanych na prowadzeniu po narkotykach - alarmuje Mikołaj Krupiński, rzecznik Instytutu Transportu Samochodowego.
Pod wpływem narkotyków był m.in. kierowca autobusu miejskiego, który w ubiegłym tygodniu spadł z wiaduktu na trasie S8 w Warszawie. Zginęła wtedy jedna osoba.
Dane
Chociaż dane z sześciu pierwszych dni wakacji robią upiorne wrażenie, to policja i tak zaznacza, że na razie jest lepiej, niż było w zeszłym roku.
- Przez pierwsze sześć dni wakacji zanotowaliśmy 378 wypadków. To o 136 mniej, niż w 2019 roku - mówi komisarz Robert Opas.
Zabitych na drogach też jest - na razie - o 14 osób mniej.
- Z pewnością nie jest to skutkiem tego, że drogi opustoszały w czasie pandemii. Nasze obserwacje wskazują, że ruch już wrócił do normy znanej z poprzednich lat. Mamy więc nadzieję, że również i nasze działania uświadamiają kierowcom, jak łatwo może dojść do tragedii, która możne zrujnować życie wielu rodzin - mówi Opas.
***
Policja podkreśla, że w tym roku ruch na drogach w Polsce może być w czasie wakacji większy niż przed rokiem. Wszystko dlatego, że wielu Polaków decyduje się na urlop w kraju.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź