W Pradze rozpoczęły się polsko-czeskie negocjacje w sprawie kopalni Turów - poinformowało Ministerstwo Aktywów Państwowych. Polskiej delegacji przewodniczy minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Zdaniem analityka Jakuba Wiecha "jesteśmy postawieni niejako pod ścianą".
Polski rząd w tym tygodniu podjął uchwałę, w której zobowiązał ministrów: aktywów państwowych Jacka Sasina, klimatu Michała Kurtykę, spraw zagranicznych Zbigniewa Raua oraz ds. UE Konrada Szymańskiego do rozwiązania sporu w drodze ugody.
W czwartek rozpoczęły się negocjacje między stronami.
"Jesteśmy postawieni niejako pod ścianą"
- Spór, który toczy się o Turów, ciągnie się już od kilku lat i ciągnie się na poziomie regionalnym, który można było rozwiązać polubownie. Rząd, niestety, nie wykazał dostatecznej woli współpracy ze stroną czeską. Wiemy - dzięki relacjom ze strony czeskiego rządu - że Czesi byli, można powiedzieć wprost, ignorowani w związku ze swoimi głosami dotyczącymi tego, co kopalnia Turów robi, jeżeli chodzi o sytuację hydrologiczną po stronie czeskiej - mówił w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Jakub Wiech, analityk, zastępca redaktora naczelnego serwisu Energetyka24.
Zdaniem Wiecha "jesteśmy postawieni niejako pod ścianą". - Ciąży na nas postanowienie TSUE, ciąży na nas wniosek złożony przez Czechy, który docelowo może nałożyć na Polskę kary za każdy dzień niewykonania tego postanowienia dotyczącego wstrzymania wydobycia - mówił analityk.
Jakub Wiech zwracał uwagę, że Czesi "dążą do tego, żeby Polacy jak najszybciej zawarli z nimi porozumienie". - Jeżeli tak się stanie, to Czechy są w stanie uzyskać środki od Polski, które mogą posłużyć na przykład na poprawę sytuacji hydrologicznej w spornym rejonie, czy też na konkretne inwestycje związane z zabezpieczeniem ekologicznym wpływu kopalni Turów - zauważył gość TVN24.
Rzecznik rządu Piotr Mueller mówił w maju, że umowa ma zakładać, iż "Polska podejmie wspólne działanie ze stroną czeską, jeżeli chodzi o tematy środowiskowe związane między innymi z ochroną wód gruntowych po stronie czeskiej oraz polskiej". Jak wskazywał, Polska na współfinansowanie tych celów środowiskowych, geologicznych przeznaczy między 40 a 45 milionów euro.
- Jeżeli porozumienie nie zostanie zawarte przed orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości, czyli rozstrzygnięciem merytorycznym całej sprawy, to Polska będzie wtedy zobowiązana co najwyżej zapłacić karę, ale ta kara pójdzie do budżetu europejskiego, więc nie będzie transferu pieniężnego między Polską a Czechami. Tego Czesi chcą uniknąć - wyjaśnił Wiech.
Reporter TVN24 Michał Tracz, który relacjonuje negocjacje z czeskim rządem, mówił wcześniej, że członkowie polskiej delegacji "wiedzą, że to jest de facto misja ratunkowa, dlatego że każda chwila się liczy, każdy dzień jest na wagę złota". - Czas płynie nieubłaganie i działa on w tym przypadku na niekorzyść Polski. Czesi nie tylko pozwali Polskę do TSUE, ale złożyli w Luksemburgu także wniosek o nałożenie na Polskę kar - 5 milionów euro dziennie - przypomniał.
- Jasne jest to, o tym rozmawiałem dzisiaj nieoficjalnie z przedstawicielami polskiej delegacji, że oni muszą zrobić wszystko, aby porozumieć się z Czechami, zanim jeszcze Trybunał w Luksemburgu przychyli się do ich wniosku i taką karę na Polskę nałoży - mówił Tracz.
Sprawa Turowa
Pod koniec lutego 2021 roku rząd Czech wniósł do TSUE skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni wraz z wnioskiem o zastosowanie tzw. środków tymczasowych, czyli o nakazie wstrzymania wydobycia. Czeski rząd podniósł, że pozew jest niezbędny dla ochrony czeskich obywateli, ponieważ Polska nie spełniła postulatów Pragi związanych z ochroną środowiska. Pod koniec kwietnia ministerstwo klimatu przedłużyło koncesję na wydobycie w Turowie do 2044 roku.
W maju TSUE nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni. Jako strona do pozwu Czech przeciwko Polsce przystąpiła Komisja Europejska. Wydobycie w kopalni nie zostało wstrzymane.
Jak poinformował we wtorek TSUE, Czechy zwróciły się do niego o ukaranie Polski grzywną w wysokości 5 mln euro dziennie za "niewykonanie obowiązku natychmiastowego zaprzestania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów".
- Dialog ze stroną czeską w sprawie działalności Kopalni Węgla Brunatnego "Turów" trwał od lat, kontakty były regularne - oświadczył w środę w Sejmie wiceminister klimatu Piotr Dziadzio. Sprawa po stronie czeskiej jest wyraźnie polityczna - dodał.
"To jest wyraźnie sprawa polityczna"
Odpowiadając na pytanie posłów, Dziadzio przedstawił cały terminarz sporu, zapewniając jednocześnie, że polski rząd przykłada nadzwyczajną wagę do znalezienia polubownego rozwiązania.
Jak podkreślał, w ostatnich latach dochodziło do regularnych kontaktów na poziomie roboczym na temat transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko KWB "Turów". Dziadzio dodał, że od 2016 r. strona czeska zaczęła "od czasu do czasu" podnosić kwestię negatywnego wpływu kopalni na środowisko, w tym sugerowała obniżanie wód, osiadanie gruntów, zapylenie, hałas itp. Dalsza intensyfikacja podnoszenia problemu nastąpiła w połowie 2019 roku - zaznaczył.
Wiceminister klimatu podkreślił, że w tym czasie czeski wiceminister środowiska otwarcie przyznał, że jest to sprawa polityczna, związana z lokalnymi wyborami, a zdecydowane działania rządu Czech wymusza tamtejsza opozycja.
Dziadzio zaznaczył, że dialog był prowadzony cały czas, ale "ogromne roszczenia" strony czeskiej pojawiły się w listopadzie 2020 roku, przy czym określono je na 60 mln euro. Negocjacje ze stroną czeską nasilały się przed wyborami w Czechach i "to jest wyraźnie sprawa polityczna" - dodał.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Wojciech Rutkowski/MAP