W ostatnich tygodniach wielu pracodawców przekonało się, że praca z domu jest równie wydajna jak w biurze. Zdaniem głównego analityka Expander Advisors Jarosława Sadowskiego może to mieć znaczący wpływ na rynek nieruchomości. "Jednym z efektów rozpoczynających się zmian może być zmniejszenie zapotrzebowania na mieszkania w największych miastach i wzrost w tych, gdzie ceny są niższe" - ocenił.
Główny analityk Expander Advisors Jarosław Sadowski wskazał, że starzenie się społeczeństwa i migracja młodych ludzi do największych miast sprawia, że mniejsze miejscowości i wsie coraz szybciej się wyludniają. Tego typu problemy dotykają też niektóre duże miasta.
Jak czytamy w raporcie, w okresie od 2014 do 2019 roku, Łódź straciła 26 tysięcy mieszkańców, Poznań 10 tysięcy, a Częstochowa, Bydgoszcz, Sosnowiec i Katowice po 9 tysięcy mieszkańców. Z drugiej strony, w tym samym czasie Warszawa zyskała 55 tysięcy mieszkańców.
Zdaniem Sadowskiego, taka sytuacja rodzi pewne problemy. "Z jednej strony pojawia się deficyt mieszkań i wysokie ich ceny tam, gdzie liczba ludności rośnie. Z drugiej, w innych częściach kraju niedługo będą stały miliony pustych mieszkań i domów. Epidemia COVID-19 wywołała jednak gwałtowne zmiany, które mogą złagodzić te problemy i poprawić dostępność mieszkań" - podkreślił analityk.
Praca zdalna
W miarę unowocześniania się polskiej gospodarki, powstaje coraz więcej stanowisk, na których praca może być wykonana z domu. Zdaniem Jarosława Sadowskiego, dotychczas wielu szefów obawiało się jednak, że pozwalając na taki tryb pracy, spowodują istotny spadek efektywności. W większości praca, która mogłaby zostać wykonana z domu i tak odbywała się więc w biurze. Nieliczni pracodawcy pozwalali na 1-2 dni w tygodniu pracy zdalnej.
"Ostatnie tygodnie pokazały jednak, że wcale nie trzeba bezpośrednio nadzorować pracowników, żeby rzetelnie wykonywali swoje obowiązki. Dzięki szybkiemu internetowi, nawet spotkania w dużej grupie osób można przeprowadzić w formie wideokonferencji" - zauważył główny analityk Expandera.
Szukanie oszczędności
W ocenie Sadowskiego, jednocześnie kryzys związany z epidemią będzie zachęcał do poszukiwania możliwości obniżenia kosztów. "Praca zdalna będzie coraz popularniejsza, gdyż pozwala zmniejszyć powierzchnię biura, obniżyć koszty prądu itp. Poza tym daje dostęp do tańszych pracowników z innych części kraju" - wskazał. "Skoro praca odbywa się w większości zdalnie, to pracodawca nie musi się ograniczać do poszukiwania kandydatów tylko w swoim mieście czy jego okolicach" - dodał.
Opisane zjawisko - jak zwrócił uwagę Jarosław Sadowski - może więc zmniejszyć skalę migracji do największych miast, gdyż żeby zdobyć ciekawą i dobrze płatną pracę nie trzeba będzie już przenosić się do Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Gdańska. Część osób może wręcz zdecydować się na przenosiny w druga stronę, czyli z dużego miasta do mniejszego.
"Z finansowego punktu widzenia, najlepiej opłaca się mieszkać tam, gdzie koszty życia są niskie, a pracować dla firmy z dużego miasta, gdzie wynagrodzenia są wysokie" - podkreślił analityk.
Ceny mieszkań
W raporcie wskazano, że jeżeli ktoś pracujący w Warszawie chce kupić mieszkanie na rynku wtórnym o powierzchni 50 metrów kwadratowych, zapłaciłby za nie około 457 tysięcy złotych, zakładając przeciętną cenę transakcyjną. Gdyby posiadał 10 procent wkładu własnego, to rata kredytu na takie mieszkanie wynosiłaby 2063 zł i pochłaniałaby aż 44 procent przeciętnego warszawskiego dochodu netto.
Gdyby taka osoba wykonywała pracę z domu, to mogłaby kupić mieszkanie na przykład w Kielcach. "Tam cena wspomnianego mieszkania wynosi tylko 210 tysięcy złotych, a więc jest aż o 247 000 zł niższa niż w Warszawie. Rata analogicznego kredytu (10 procent wkładu własnego) wyniosłaby 948 zł" - czytamy.
"Decyzja o zmianie miejsca zamieszkania pozwoliłaby więc na zmniejszenie wydatków związanych z ratą kredytu o 1 115 zł miesięcznie. Dodatkowo kwota oszczędności potrzebnych na wkład własny spadłaby z 45 000 zł do 21 000 zł" - zaznaczył Jarosław Sadowski.
"Dostępność mieszkań dla osób wykonujących pracę zdalną jest więc zdecydowanie lepsza niż dla tych pracujących tradycyjnie. Ci pierwsi mogą bowiem zamieszkać tam, gdzie ceny są niskie, a jednocześnie mają szansę na uzyskanie wysokiego dochodu" - dodał.
Analityk zwrócił jednak uwagę, że zanim skala tego zjawiska będzie znacząca, to minie jeszcze przynajmniej kilka lat. "W Polsce wciąż zdecydowana większość pracy jest wykonywana w sposób tradycyjny. Warto jednak już teraz pomyśleć o nowych trendach, aby nie popełnić kosztownych błędów. Wielu osobom wydaje się, że świat za 10-20 lat będzie wyglądał tak samo jak obecnie, albo że będzie się zmieniał, ale w tym samym kierunku co w ostatnich latach. Wiele jednak wskazuje na to, że w świecie superszybkiego internetu i znacznie częstszej pracy z domu, duże miasta nie będą już tak mocno przyciągały młodych z innych części kraju" - ocenił Jarosław Sadowski.
Główny analityk HRE Investments Bartosz Turek pod koniec kwietnia w rozmowie z TVN24 Biznes wskazywał, że nie spodziewa się gwałtownych przecen na rynku nieruchomości. - Moim zdaniem, teraz nie ma co się spodziewać w wyniku koronawirusa większych niż kilkuprocentowe spadki cen mieszkań. Oczywiście mówimy o spadkach cen transakcyjnych, a nie ofertowych - wyjaśniał.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock