Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka bestsellerowych "Chłopek", zagroziła wydawcy książki sądem, z powodu dysproporcji w zarobkach, związanych z sukcesem książki. - Przez przez 15 lat pisania nie miałam ubezpieczenia emerytalnego, pierwszy raz stać mnie na wynajęcie prawnika. Cała ta sytuacja jest wynikiem patologii na rynku książki - mówi pisarka w rozmowie z tvn24.pl.
"Chłopki. Opowieść o naszych babkach" to wydana w maju 2023 książka dziennikarki Joanny Kuciel-Frydryszak. I bestseller, którego mało kto się spodziewał. Sprzedało się już ponad pół miliona egzemplarzy, autorka objechała z książką niemal całą Polskę. Na spotkaniach autorskich ludzie płakali i opowiadali swoje historie rodzinne, związane z chłopskim pochodzeniem ich przodkiń - często podobne do tych, które zebrała Kuciel-Frydryszak. "Chłopki" zdobyły m.in. Nagrodę im. Teresy Torańskiej, dwa Bestsellery Empiku, tytuł Mądrej Książki Roku, znalazły się też wśród pozycji nominowanych do Nike.
W piątek niespodziewanie autorka ogłosiła w swoich mediach społecznościowych. że jest w konflikcie z wydawcą książki. "W związku z ogromnym sukcesem sprzedażowym, jaki odniosła książka 'Chłopki' mojego autorstwa, okazało się, że wielkie korzyści, jakie osiągnęło wydawnictwo Marginesy, są nieproporcjonalnie wysokie względem mojego wynagrodzenia" - napisała.
Niedługo później do sprawy odniósł się wydawca. "Wydawnictwo Marginesy oświadcza, że wypełnia wszystkie zapisy wynikające z umowy na 'Chłopki', a jednocześnie od sierpnia 2024 prowadzi z Autorką rozmowy na temat dodatkowego wynagrodzenia autorskiego w związku z nadzwyczajnym sukcesem rynkowym książki".
Wypowiedź autorki wywołała lawinę komentarzy. Po stronie autorki stanęła duża część środowiska literackiego, w tym m.in. Joanna Bator, Jakub Żulczyk, Szczepan Twardoch czy Grażyna Plebanek. "Jaki to chichot historii, jakaś smutna ironia, że o swoje prawa walczy teraz autorka, która napisała książkę o wyzysku kobiet, o niewidzialności ich pracy, o niesprawiedliwości" - zwróciła uwagę Małgorzata Rejmer.
Były też głosy odrębne - niektórzy autorzy podkreślali, że umowy należy respektować i nie negocjuje się ich po czasie.
Odmiana losu
- Zdecydowałam się wystąpić publicznie, żeby wywołać dyskusję o pozycji polskiego pisarza, który jest traktowany jak piąte koło u wozu - mówi redakcji tvn24.pl Joanna Kuciel-Frydryszak. - Przez przez 15 lat pisania nie miałam ubezpieczenia emerytalnego, pierwszy raz stać mnie na wynajęcie prawnika. Cała ta sytuacja jest wynikiem patologii na rynku książki.
- Chodzi między innymi o brak świadomości dotyczący tego, jakie zapisy powinny znaleźć się w umowie. Nigdy nie pisałam dla pieniędzy. Kiedy wydawałam książki, towarzyszyła mi radość - nie dość że piszę, a ludzie czytają, to jeszcze mi za to płacą. Nie miałam świadomości, jak powinna wyglądać umowa. Ze względu na klauzulę poufności mam związane ręce, nie mogę mówić o szczegółach, ale w mojej ocenie umowa była dla mnie niekorzystna - tłumaczy Kuciel-Frydryszak.
Jak relacjonuje, kiedy okazało się, że książka się świetnie sprzedaje, zaczęła dostawać pytania, czy wydawnictwo zaproponowało renegocjację kontraktu. - Od Grażyny Plebanek dowiedziałam się, że to normalna praktyka w przypadku sukcesu wydawniczego - mówi pisarka. Wydawnictwo zgodziło się na rozmowy, które trwały od sierpnia. W opublikowanym przez Marginesy oświadczeniu czytamy, że "wszystkie dotychczasowe propozycje Wydawnictwa w tej kwestii były przez Autorkę odrzucane". Co na to Joanna Kuciel-Frydryszak? - Zaproponowane warunki były, delikatnie mówiąc, niesatysfakcjonujące - stwierdza.
Dodaje, że w związku z klauzulą poufności nie może komentować wypowiedzi przedstawicieli wydawnictwa. Odniosła się jednak do słów, że "rozmowy przebiegały w dobrej atmosferze". - Gdyby tak było, nie zabrnęliśmy tu, gdzie jesteśmy - mówi.
Przyznaje, że sukces "Chłopek" zmienił jej życie. - Oczywiście dzięki tej książce zarobiłam duże pieniądze. To dla mnie odmiana losu. Mam komfort pracy nad następną książką. Ale nie oznacza to, że zgodzę się na niesprawiedliwe traktowanie - stwierdza.
Pisarka mówi, że jest zbudowana reakcjami ludzi. - Docierają do mnie różne głosy wsparcia. Jestem przede wszystkim poruszona reakcjami czytelniczek. Wczoraj napisała do mnie pani, która powiedziała, że zainspirowana tą sytuacją postanowiła zawalczyć o siebie. O to mi chodziło, o wyzwolenie sprawczości. Zanim zdecydowałam się upublicznić tę sprawę przypomniał mi się tytuł artykułu w jednej z gazet: "'Chłopki' naprawiają nam świat". Może wywołanie tej dyskusji było częścią misji "Chłopek".
Idą zmiany?
Głos zabrało także stowarzyszenie Unia Literacka. "Głośny spór Joanny Kuciel-Frydryszak z wydawnictwem Marginesy to wymowny symptom szerszego zjawiska, jakim jest brak równowagi w relacjach pomiędzy autorkami i autorami a wydawnictwami" - czytamy w oświadczeniu. Kuciel-Frydryszak jest członkinią UL.
- Polski rynek książki jest oparty na wyzysku autorów i autorek, mówię to z pełną odpowiedzialnością za słowa - mówi Zygmunt Miłoszewski, współzałożyciel UL. - Nie znam w Europie kraju, w którym pisarze byliby traktowani gorzej. Jako Unia Literacka staramy się to ucywilizować, teraz na przykład trwają prace w ministerstwie. Wcześniejsza próba, żeby na wzór na przykład Szwecji doprowadzić do umowy między pisarzami i wydawcami, skończyła się naszym upokorzeniem. Kilka lat temu stworzyliśmy Konwencję Krakowską, czyli dość ogólną deklarację dobrych praktyk w branży. Ilu dużych wydawców podpisało tę konwencję? Zero. Powtórzę: zero.
Miłoszewski podkreśla, że nie znamy szczegółów umowy między Joanną Kuciel-Frydryszak a Marginesami. - Ale jeśli była to standardowa polska umowa, to była ona niekorzystna dla autorki, jestem tego pewien - stwierdza. Wydawnictwo zarobiło kilkanaście milionów złotych na sukcesie "Chłopek" i ma obowiązek uczciwie podzielić się zyskiem. A uczciwa stawka dla autora zaczyna się od 8-10 procent od ceny okładkowej i rośnie w miarę kolejnych progów sprzedaży – w ten sposób zapewniając autorowi i wydawcy uczciwy udział w sukcesie. To standard na świecie, zresztą polscy wydawcy podpisują takie właśnie umowy z zagranicznymi pisarzami. Gdy sugerujemy takie samo traktowanie naszych autorów, słyszymy, że to niemożliwe, olaboga, biznes upadnie, wszyscy umrzemy - komentuje.
- Nie twierdzę, że wszyscy wydawcy są źli, ale oskarżam wszystkich - dodaje Miłoszewski. - To oni są stroną występującą z pozycji siły, mają działy prawne, działy księgowe, etaty, struktury organizacyjne, pieniądze. Mają i zawsze mieli wszelkie narzędzia, żeby zadbać o interes żyjących poniżej progu ubóstwa polskich twórczyń i twórców literatury – z ostatniego badania wynika, że mediana naszych zarobków to 2,5 tys. zł miesięcznie. Zwyczajnie podjęli decyzje biznesową, żeby tego nie robić. Ponieważ opłaca im się ta mętna woda, brak reguł w rozliczeniach, brak obowiązku raportowania nakładów i sprzedaży. Ten rynek jest tak idiotycznie tajny, że łatwiej zdobyć informację ze zbrojeniówki.
Miłoszewski podkreśla, że sprawa Joanny Kuciel-Frydryszak dotyczy sprawiedliwego podziału zysków. - Ale to wierzchołek góry lodowej, powszechne są opowieści o kreatywnej księgowości, o zwyczajnych oszustwach przebranych za "błędy księgowe" i "przeoczenia". Brak reguł, brak kontroli i kompletne osierocenie literatury przez państwo pozwoliło na powstanie brutalnego, brudnego systemu, który zachęca do nieprawidłowości.
Idą zmiany?
Problemów na rynku książki jest jednak o wiele więcej. Pod koniec lutego zaprezentowano raport "Jeszcze książka nie zginęła". Wynika z niego, że cztery największe firmy dystrybucyjne kontroluja ok. 80 proc. rynku hurtowego, systematycznie wypierając mniejsze podmioty. Temu oligopolowi ma przyjrzeć się UOKiK.
Dominujące podmioty narzucają rabaty, co prowadzi do sztucznego zawyżania cen okładkowych. Z badania przeprowadzonego przez twórców raportu wynika, że mediana rabatu dla dystrybucji wynosi 50 proc., a dla księgarń 38 proc. W latach 2010-20 w Polsce zamknięto niemal co trzecią księgarnię.
Jest szansa na zmiany. W lutym ministra kultury Hanna Wróblewska powołała zespół ds. pola literackiego, w którego skład weszli przedstawiciele rządu oraz organizacji, które zrzeszają pisarzy, tłumaczy, bibliotekarzy i księgarzy. Według zapowiedzi zespół ma pracować nad reformą rynku. Panuje zgoda, że zmiany są potrzebne. - Rynek trzeba ucywilizować i trzeba to zrobić szybko, dla dobra polskiej literatury, czytelników i dla nas wszystkich - konkluduje Zygmunt Miłoszewski.
- Pani Joanna Kuciel-Frydryszak korzysta z przysługującego jej prawa, aby uzyskać wynagrodzenie, które będzie ją satysfakcjonować - komentuje Magdalena Hajduk-Dębowska, prezeska Polskiej Izby Książki. Mam nadzieję, że rozstrzygnięcie tego sporu sądowego będzie istotnym przyczynkiem do rozmowy o wynagrodzeniach autorów i autorek, z korzyścią dla nas wszystkich. Komentarze osób niezaznajomionych ze szczegółami sprawy, piętnujące bądź autorkę, bądź wydawcę, uważamy za szkodliwe - podkreśla.
Prezeska PIK potwierdza, że na rynku szykują się zmiany. W tym tygodniu odbyły się konsultacje z wydawcami, hurtownikami i księgarzami. Na początek kwietnia zaplanowano okrągły stół rynku książki, w którym wezmą udział przedstawiciele ponad 20 organizacji branżowych. - Wszystkie te działania wynikają z głębokiego przekonania, że branży książki potrzebna jest pomoc i mechanizmy naprawcze - mówi Hajduk-Dębowska. - Trudno jednak zajmować stanowisko wobec oskarżeń w mediach społecznościowych kierowanych pod adresem całej branży wydawniczej. Taki atrakcyjny medialnie, ale uproszczony przekaz, nie pomoże nam wypracować nowego modelu funkcjonowania rynku książki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Guz/PAP