Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zaapelował w środę do państw UE o przejęcie 160 tysięcy uchodźców od Grecji, Włoch i Węgier, by złagodzić kryzys migracyjny. Jak podkreślił, to nie czas, by bać się uchodźców, ale by zdecydowanie działać. Juncker uznał, że przyjęcie uchodźców to „obowiązek” wszystkich krajów członkowskich. Wcześniej Unia chciała, aby do Polski trafiło 2659 osób z innych krajów UE. Według nowej propozycji do naszego kraju ma trafić dodatkowe 9287 osób.
Kryzys imigracyjny był najważniejszym punktem pierwszego wystąpienia Junckera o stanie Unii Europejskiej, które wygłaszał w środowy poranek w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
Uchodźcy to "0,11 proc. populacji UE"
Juncker rozpoczął wystąpienie od przypomnienia politykom, że w historii wszyscy w Europie uciekali kiedyś przed "prześladowaniami religijnymi i politycznymi". Podał przykłady wojen religijnych, reżimów totalitarnych, wojny domowej w Hiszpanii, praskiej wiosny.
Szef KE wspomniał m.in. o Polakach. - 20 mln potomków Polaków mieszka poza Polską w wyniku emigracji politycznej i ekonomicznej, po wysiedleniach, przesiedleniach podczas bolesnej historii Polski - powiedział Juncker.
20 mln potomków Polaków mieszka poza Polską w wyniku emigracji politycznej i ekonomicznej, po wysiedleniach, przesiedleniach podczas bolesnej historii Polski Jean-Claude Juncker
- Nadszedł więc czas, by rozmawiać szczerze i stawić im czoła. Nie jestem pesymistą, ale sytuacja nie wygląda różowo. Unia nie jest w dobrym stanie. Musimy to zmienić, starać się o zmiany - kontynuował.
- Od początku roku prawie 500 tysięcy osób przedostało się do krajów Unii - wskazał szef KE. - Liczby robią wrażenie i dla niektórych są źródłem obaw. Ale to nie jest właściwa chwila, by się bać czy obawiać. To czas, by śmiało, w sposób zdecydowany i uzgodniony działać na szczeblu UE. To kwestia humanitarna, kwestia ludzkiej godności - mówił Juncker.
Przypomniał więc, że "prawo do azylu jest jednym z najważniejszych w literze prawa międzynarodowego i nie wolno nam o tym zapominać". - Mamy środki, by pomóc tym, którzy uciekają przed horrorem wojny i prześladowań. Prawdą jest, że Europa nie może przygarnąć biedy całego świata, ale umieszczajmy to w kontekście. Uchodźcy nadciągający do Europy to zaledwie 0,11 proc. całej populacji Unii. W Libanie dla porównania uchodźcy stanową 25 proc. całej ludności kraju - wyjaśniał.
- Mówmy uczciwie: póki wojna w Syrii będzie trwała, kryzys uchodźców sam się nie rozwiąże. Możemy budować mury, ale nie uprawiajmy demagogii. Gdyby świat, który znaliście, się rozpadł, bylibyście gotowi na wszystko. Na pokonywanie każdego morza, każdej granicy. Walczymy z Państwem Islamskim, a nie jesteśmy gotowi do tego, by przyjmować tych, którzy przed nim uciekają. Dlaczego? - pytał dalej Juncker.
160 tys. "obowiązkowo"
Przewodniczący KE poprosił o brawa dla Libanu, Jordanii, Turcji i Egiptu - krajów "znacznie uboższych niż my, ale które to my powinniśmy podziwiać za zaangażowanie w pomoc uchodźcom". Dlatego - stwierdził - musimy obowiązkowo rozlokować dodatkowe 120 tys. uchodźców z tych, którzy przybyli do Europy, a w sumie, łącznie z propozycją KE z maja, 160 tys. uchodźców.
W środę przed południem, kilka godzin po wystąpieniu swego szefa, Komisja Europejska opublikowała dokument, w którym szczegółowo opisała rozdział uchodźców między kraje UE.
Z tabeli pokazującej rozlokowanie 120 tys. z nich (bez wcześniej ustalonej liczy 40 tys., która też trafi do krajów członkowskich) wynika, że do Polski przybędzie 1207 imigrantów i uchodźców z Włoch, 3901 z Grecji i i 4179 z Węgier. W sumie będzie to 9287 osób.
Polska w pierwszym planie KE miała przyjąć 1595 przybyszów z Włoch, 1064 z Grecji, czyli 2659 osób. Mówiono także o 962 imigrantach, którzy przebywają poza granicami Unii.
Komisja Europejska, popierana przez większość państw UE i eurodeputowanych, chce podzielić uchodźców według ustalonych z góry kwot, obliczonych na podstawie liczby ludności i wielkości PKB, a także poziomu bezrobocia oraz liczby już przyjętych uchodźców.
Tymczasem polski rząd sprzeciwił się już w czerwcu narzucaniu krajom unijnym ustalonych kwot i zadeklarował przyjęcie 2 tys. osób.
Według planu przedstawionego przez KE do Polski miałoby w sumie blisko 12 tysięcy imigrantów przebywających w państwach UE, w tym 2659 osób w ramach programu relokacji zaproponowanego w maju oraz 9287 w ramach nowej propozycji.
"Nadchodzi zima"
- Tymi osobami Europejczycy muszą się zająć. Musimy ich przyjąć z otwartymi ramionami. Musimy dać się temu porwać, działać ramię w ramię. Mówimy o istotach ludzkich, a nie liczbach - wytłumaczył Juncker. - Gdy mówimy o istotach ludzkich, kwestie religii czy wyznawanej przez nas lub przez nich filozofii nie mają żadnego znaczenia - podkreślił Juncker w czasie swego wystąpienia.
- Nadchodzi zima. Czy chcemy patrzeć, jak całe rodziny śpią nocami na zimnie? Musimy zaopiekować się tymi, którzy uciekli przed wojnami. Sama relokacja nie rozwiąże problemu - dodał.
Wyjaśnił, że potrzebne są lepsze mechanizmy regulowania polityki imigracyjnej Wspólnoty. Do nich zaliczył przede wszystkim kwestię rozszerzenia tzw. listy krajów bezpiecznych, których obywatele wciąż będą mogli ubiegać się o status uchodźcy i składać wnioski azylowe, ale UE będzie musiała "szybciej" je rozpatrywać. Na tej liście powinny być wszyscy kandydaci do UE - stwierdził. Ma to oznaczać wpisanie na nią Albanii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Kosowa, Macedonii, Serbii i Turcji.
Musimy ich przyjąć z otwartymi ramionami. Musimy dać się temu porwać, działać ramię w ramię. Mówimy o istotach ludzkich, a nie liczbach. Jean-Claude Juncker, przewodniczący KE
W ostatnich tygodniach Niemcy potwierdziły, że prawie 40 proc. wniosków azylowych złożonych w tym roku pochodzi właśnie od mieszkańców krajów zachodnich Bałkanów, głównie Albańczyków z Albanii i Kosowa. Berlin zaczął w związku z tym masowo odrzucać te prośby i zapowiedział, że będzie odsyłał obywateli tych krajów samolotami do ich stolic.
KE szacuje, że w 2014 roku tylko 40 proc. imigrantów, którzy nie otrzymali azylu w UE i powinni zostać odesłani do krajów pochodzenia, faktycznie zostało odesłanych. Do 2014 roku Komisja zamierza przeprowadzić rewizję unijnej dyrektywy o powrotach do krajów pochodzenia, by poprawić jej skuteczność.
Juncker ocenił także, że zmiany wymaga tzw. system dubliński, który wymaga, by wnioski o azyl były rozpatrywane w pierwszym kraju, w którym uchodźca przekroczy unijną granicę.
- Polityka azylowa i dotycząca uchodźcy wymaga solidarności - ocenił szef KE. Dlatego - dodał - Komisja proponuje ustanowienie stałego mechanizmu rozdzielania uchodźców, który umożliwi szybsze radzenie sobie z sytuacjami kryzysowymi w przyszłości.
Stworzyć straż graniczną Unii
Jak podkreślił Juncker, istnienie strefy Schengen bez kontroli na wewnętrznych granicach wymaga ścisłej współpracy w dziedzinie ochrony granic zewnętrznych Unii. - System Schengen nie zostanie zniesiony podczas kadencji obecnej Komisji Europejskiej - zapewnił Juncker, odnosząc się do komentarzy, że wskutek kryzysu imigracyjnego strefa Schengen jest zagrożona.
Zdaniem Junckera unijna agencja Frontex, odpowiedzialna za ochronę granic powinna przekształcić się w straż graniczną. - Musimy znacząco wzmocnić Frontex i sprawić, by stał się strażą przybrzeżną i strażą graniczną dla całej UE. To jest wykonalne, ale będzie dużo kosztować. KE uważa, że to będą dobrze zainwestowane pieniądze - powiedział Juncker.
Wyłączenie z systemu tylko w nadzwyczajnej sytuacji
Propozycją KE zajmą się ministrowie spraw wewnętrznych UE na spotkaniu 14 września w Brukseli.
Programem zostaną objęci Syryjczycy, Erytrejczycy i Irakijczycy. Od każdej przesiedlonej w ramach planu osoby pobrane zostaną odciski palców. Uchodźca będzie mógł legalnie przebywać tylko na terytorium kraju, który go przyjął.
Państwa członkowskie powinny powołać oficerów łącznikowych, którzy pomogliby w podziale uchodźców, biorąc pod uwagę ich preferencje, kwalifikacje zawodowe, związki rodzinne, znajomość języka, tak by ułatwić integrację w kraju przyjmującym.
W programie nie muszą uczestniczyć Wielka Brytania, Irlandia i Dania, które są wyłączone ze współpracy UE w dziedzinie azylu. Propozycja KE przewiduje też możliwość czasowego wyłączenia kraju UE z udziału w dystrybucji uchodźców z uwagi na uzasadnione okoliczności, jak np. klęska żywiołowa. W zamian jednak kraj taki będzie musiał wpłacić do budżetu UE równowartość 0,002 proc. PKB. Wyłączenie może obowiązywać maksymalnie przez rok. Komisja Europejska będzie oceniać, czy są uzasadnione powody dla takiego wyłączenia.
Na relokację uchodźców trafi 780 mln euro z unijnego budżetu. Na każdą przyjęta osobę kraj UE otrzyma 6000 euro. Włochy, Węgry i Grecja otrzymają po 500 euro na osobę, aby pokryć koszty transportu.
Najtrudniejsze wyzwanie dla Unii
Europejscy politycy są zgodni, że imigracja to najtrudniejsze wyzwanie, przed jakim stoi UE. Jak ostrzegł w poniedziałek szef Rady Europejskiej Donald Tusk, fala imigracji "nie jest jednorazowym incydentem", co oznacza, że z tym problemem UE będzie musiała się mierzyć przez wiele lat.
Pomimo świadomości skali problemu, w UE nie ma zgody co do tego, jak należy na niego zareagować. Zdaniem niektórych komentatorów obecne spory grożą powrotem do dawnego podziału Unii na stare i nowe, wschodnioeuropejskie kraje UE.
Kontrowersje dotyczą przede wszystkim proponowanej przez Komisję Europejskiej dystrybucji między kraje Unii uchodźców, którzy docierają z Afryki i Bliskiego Wschodu do Włoch i Grecji, a w ostatnich miesiącach także na Węgry.
Z planów KE wynika, że relokacja obejmie w ciągu dwóch lat 66 400 uchodźców, którzy są w Grecji, 54 tysięcy z Węgier oraz 39 600 z Włoch. Mają być to wyłącznie osoby, które potrzebują międzynarodowej ochrony, czyli uciekinierzy z regionów i krajów objętych wojną, a nie imigranci ekonomiczni.
Merkel wierzy w porozumienie
Większość pozostałych państw UE, z Niemcami i Francją na czele, popiera propozycje Komisji. We wtorek niemiecka kanclerz Angela Merkel wyraziła przekonanie, że Unia znajdzie kompromis w tej sprawie. - Z mojego doświadczenia wynika, że często, nawet po dłuższym czasie, dochodzi się jednak do wspólnego rozwiązania - powiedziała Merkel w Berlinie. - Nie stanie się to jutro czy nawet za tydzień, ale możliwie szybko - oceniła.
Planem KE mają zająć się 14 września ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii. Do podjęcia decyzji wystarczy kwalifikowana większość głosów. Niektórzy politycy nie wykluczają, że decyzję będą musieli jednak podjąć przywódcy państw unijnych na szczycie.
Autor: fil, adso,kło//rzw,mtom / Źródło: TVN24 Biznes i Świat, PAP, tvn24.pl