Oceany to arena skrytych zmagań mocarstw jądrowych. Pod ich powierzchnią trwa nieustannie "cicha wojna", której nie przerwał nawet rozpad ZSRR. Główni aktorzy tej utrzymywanej w ścisłej tajemnicy rywalizacji to atomowe okręty podwodne. Rosjanie niedawno podali jedną z rzadkich informacji na temat tych zmagań.
7 sierpnia siły rosyjskiej Floty Północnej miały wykryć amerykański atomowy okręt podwodny typu Virginia w "wodach granicznych" i zmusić go do wycofania się. Nie podano wielu szczegółów tego incydentu, który miał mieć miejsce gdzieś na Morzu Barentsa. Tydzień później dowództwo sił USA w Europie zaprzeczyło informacji podanej przez Rosjan. Amerykanie stwierdzili, że na tym obszarze i w tym czasie nie było żadnej ich jednostki, choć nie są w stanie stwierdzić, czy nie było tam okrętu innego państwa.
W przypadku tego konkretnego incydentu każda ze stron może mieć rację. Nie sposób stwierdzić, kto mówi prawdę, i najprawdopodobniej będzie to można ustalić dopiero za kilkadziesiąt lat, kiedy zostaną odtajnione dokumenty operacyjne zachodnich flot. Jest bardzo prawdopodobne, że Rosjanie wykryli któryś z okrętów państw NATO, bowiem te bez przerwy warują w pobliżu głównych baz i poligonów Floty Północnej. Nie musiała to być jednak jednostka amerykańska, bowiem, choćby Brytyjczycy równie aktywnie uczestniczą w tej cichej wojnie.
Rosjanie nie pozostają Zachodowi dłużni. Ulubionym miejscem przebywania ich "atomochodów" jest okolica bazy Kingsport Bay na Florydzie, skąd na misje wyruszają amerykańskie atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi.
Szczelna zasłona tajemnicy
Dokładny przebieg cichej wojny jest ściśle skrywaną tajemnicą. Jedną z najlepiej chronionych, co można wnioskować po bardzo nielicznych przeciekach. Marynarze flot podwodnych wszystkich państw to hermetyczna i niezbyt liczna grupa, dobrze pilnująca swoich sekretów. Jest to jeden z powodów, dla których w USA nazywa się ich "cichą służbą". Ścisła tajemnica ma kluczowe znacznie, bowiem istotą działalności okrętów podwodnych jest skrytość. Marynarze sami się "cenzurują"wiedząc, że od tego, ile wie o nich przeciwnik, zależy ich życie i powodzenie misji.
Utrzymywanie tajemnic ułatwia tryb służby na atomowych okrętach podwodnych. W większości flot patrol trwa od dwóch do trzech miesięcy. Ograniczeniem są zapasy żywności i wytrzymałość załogi (niedawno jeden z amerykańskich okrętów typu Virginia ustanowił rekord US Navy z wynikiem 140 dni). Okręt zanurza się niedługo po wyjściu z bazy i od tej pory jego zadaniem jest pozostać niezauważonym. Czasem zdarzają się wynurzenia podczas patrolu, ale są to raczej wyjątki. Najczęściej okręt pojawia się po powierzchni, dopiero gdy wraca do własnej bazy. W międzyczasie liczące od kilkudziesięciu do ponad stu osób załogi żyją w ciasnej stalowej (lub tytanowej) puszce. Siłą rzeczy ludzie są blisko siebie, co pomaga tworzyć więzi zniechęcające do ewentualnego zdradzania tajemnic po powrocie na ląd.
Przecieki zdarzają się bardzo rzadko. Zwłaszcza takie, które trafiają do opinii publicznej. Zazwyczaj są to dość ogólne informacje na temat działań okrętów podwodnych. Dane techniczne okrętów są niezmiennie skutecznie chronione. W efekcie nie wiadomo na przykład, na jaką właściwie głębokość mogą się bezpiecznie zanurzać jednostki atomowe większości flot podwodnych. Informacja oficjalna podawana przez US Navy od dekad niezmiennie brzmi: "na ponad 240 metrów". Nieoficjalne plotki mówią o wartościach wręcz dwa razy większych, a odnośnie do niektórych rosyjskich okrętów o kadłubach tytanowych (rosyjski pomysł i unikalna technologia, zarzucona po zimnej wojnie ze względu na koszty) o nawet 1300 metrach.
Pozornie możliwość zejścia na głębokość pół kilometra, czy niecałego kilometra, to nic specjalnego. Na lądzie taka odległość to krótki spacerek. W wodzie zejście o każde 10 metrów w dół zwiększa ciśnienie o jedną atmosferę. Oznacza to, że na przykład na głębokości 300 metrów ciśnienie jest 30 razy większe niż na powierzchni. Nawet najmniejsza nieszczelność czy awaria jest w takich warunkach śmiertelnym zagrożeniem. Okręt podwodny musi rutynowo znosić taką "torturę" i jednocześnie wypełniać swoje zadania.
Podmorskie gonitwy
Floty podwodne największych mocarstw mają trzy główne zadania. Pierwsze i najważniejsze to domena atomowych okrętów podwodnych przenoszących rakiety balistyczne. Takie jednostki w służbie mają tylko Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi, Rosjanie i od niedawna najprawdopodobniej również Chińczycy. Ich przeznaczeniem jest ukrywać się w głębiach oceanów i pozostawać w nieustannej gotowości do odpalenia swoich rakiet z głowicami jądrowymi. W teorii to najtrudniejszy do zniszczenia środek odwetowy, gwarantujący jego nieuchronność i czyniący ewentualny zaskakujący atak jądrowy nieopłacalnym.
Głównymi wrogami i obrońcami tych "nosicieli zagłady" są wielozadaniowe tudzież "szturmowe", atomowe okręty podwodne. To właśnie jeden z nich mieli wykryć Rosjanie u swoich wybrzeży. Do nich należy drugie główne zadanie flot podwodnych, czyli ochrona swoich okrętów z rakietami balistycznymi oraz poszukiwanie i niszczenie tych należących do wroga. W praktyce oznacza to czatowanie pod bazami wroga na wychodzące na patrol jednostki. Po zauważeniu rozpoczyna się śledzenie wroga i zabawa w "ciuciubabkę". Okręty podwodne starają się niezauważenie podążać za wrogiem lub gubić go i samemu znikać w głębinach.
Takie podmorskie gonitwy niosą za sobą ryzyko zderzeń, bowiem mierzące po 100 metrów jednostki czasem pływają w odstępach mniejszych niż kilometr. Ostatnie znane wydarzenia tego rodzaju miały miejsce na początku lat 90., kiedy doszło do dwóch kolizji Amerykanów i Rosjan w pobliżu Półwyspu Kola, czyli tam, gdzie teraz wykryto "intruza". W marcu 1993 roku USS Grayling staranował śledzonego przez siebie rosyjskiego nosiciela rakiet balistycznych Nowomoskowsk, który prawdopodobnie przeprowadzał ćwiczenia. Oba okręty z lekkimi uszkodzeniami dotarły do baz. Nieco ponad rok wcześniej, w lutym 1992 roku, w tym samym regionie doszło do nagłego spotkania USS Baton Rouge i Kostromy. Okoliczności zderzenia nie są znane. Wiadomo, iż okręt rosyjski uderzył amerykański od dołu. USS Baton Rouge odniósł poważne uszkodzenia i naprawę uznano za nieopłacalną. Okręt zezłomowano. Rosyjski po naprawach pozostaje w służbie.
Wojna wywiadów pod powierzchnią
Trzecim kluczowym zadaniem atomowych okrętów podwodnych są operacje specjalne, przede wszystkim zbieranie informacji wywiadowczych. To prawdopodobnie tym zajmował się intruz odkryty przez Rosjan. Okręty podwodne świetnie nadają się do skrytego śledzenia na przykład ćwiczeń na morzu lub w pobliżu wybrzeża, przechwytując wszelkiego rodzaju emisje elektromagnetyczne z radarów, systemów łączności itp. Nagrywają też wszelkie dźwięki wydawane przez wrogie jednostki, aby potem łatwiej było je identyfikować i śledzić. Okręty podwodne mogą też podpływać blisko brzegu i nasłuchiwać, co dzieje się w głębi lądu. Nieświadomy ich obecności przeciwnik nie wie, czy powinien zachowywać nadzwyczajną ostrożność.
W czasie zimnej wojny Amerykanie posunęli się tak daleko, że przy pomocy okrętów podwodnych i przewiezionych przez nie nurków zakładali duże "pluskwy" na kablach podwodnych łączących np. Kamczatkę z Władywostokiem czy Półwysep Kola z Archangielskiem. Przez lata był to ściśle tajny program Ivy Bells, który dostarczył bezcennych informacji wywiadowczych. Była to też niezwykle ryzykowna operacja, bowiem okręty zapuszczały się w głąb wód terytorialnych ZSRR i musiały działać na płyciznach, gdzie ucieczka w wypadku wykrycia była praktycznie niemożliwa. Oficjalnie program zakończono po ponad dekadzie, bowiem dzięki informacjom od zdrajcy na początku lat 80. Sowieci znaleźli podwodne "pluskwy". Nie ma wiarygodnych informacji na temat prowadzonych później podobnych działań, ale niepotwierdzone spekulacje mówią o montowaniu na dnie w pobliżu rosyjskich wybrzeży automatycznych stacji nasłuchowych.
Koniec zimnej wojny nie spowodował, że floty podwodne państw Zachodu, Chin i Rosji podały sobie ręce i zaprzestały wzajemnego szpiegowania oraz śledzenia się. Podwodni nosiciele rakiet balistycznych nadal wychodzą na patrole. Okręty nadal trzeba ochraniać i być gotowym do ich zniszczenia. Zbieranie informacji wywiadowczych jest tak samo ważne, a w obliczu wzrostu napięć pomiędzy NATO a Rosją jeszcze bardziej zyska na wadze. Można być pewnym, że w pobliżu rosyjskich baz nadal kręcą się jacyś "intruzi". Być może nawet ten sam, który niedawno został przegoniony.
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy