Stół na pedał, trąbka do słuchania tętna i nóż do dźgania pacjenta, by sprawdzić, czy narkoza działa. No i ta przestrzeń wokół. Czarno-biała, jak na starych zdjęciach, przywodząca na myśl upiorne scenerie, jakby sale do jakichś eksperymentów na ludziach. Tak było. A jak jest i może być? Dzięki WOŚP nowocześnie i bezpiecznie. W tym roku fundacja zbiera na wyposażenie sal operacyjnych i zabiegowych dla dzieci w polskich szpitalach.
TVN DISCOVERY POLSKA JEST GOSPODARZEM I PARTNEREM 28. FINAŁU WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY.
Jeszcze w XIX wieku co czwarty pacjent umierał na stole operacyjnym. A nawet jeśli przeżył sam zabieg, potem często zabijały go bakterie i zakażenia. Dopiero z czasem zaczęto zwracać uwagę na higienę sal i konieczność odkażania narzędzi.
Przed I wojną światową operacje na życzenie pacjentów wykonywano także w domach. Przy kilku takich operacjach asystował doktor Tadeusz Szulc.
Siostra operacyjna całe instrumentarium potrzebne i opatrunki w stanie wyjałowionym przewoziła do mieszkania pacjenta, gdzie w jednym z pokoi przeważnie na stole w jadalni odbywała się operacja. Opatrunki dalsze także wykonywane zostały oczywiście w prywatnym mieszkaniu – opisywał we wspomnieniach przedrukowanych przez Kronikę Miasta Poznania. Wszystkie operacje – jak pisał - zakończyły się pomyślnie. Aż trudno w to uwierzyć.
"Taka była rzeczywistość"
I jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było wcale jak w serialu "Chirurdzy" czy nawet "Ostry dyżur". 90 lat temu sala operacyjna wyglądała tak:
Nad stołem wisiała lampa. Nieruchoma jak żyrandol. - Trzeba było tak ustawić się w polu operacyjnym, żeby nie zasłaniać sobie światła. Teraz są lampy bezcieniowe, mamy wkręcony uchwyt i tą lampą operator może sobie tak obracać, żeby światło padało w miejscu, gdzie my operujemy – mówi.
Po prawej stronie stołu to dziwnie wyglądające urządzenie z kurkami i wskaźnikami to ssak do odsysania krwi z brzucha czy jakichś innych płynów. A po drugiej stronie - lekarski taboret. Miał on dwie funkcje. - Służył do tego, by chirurg sobie przysiadł albo do operacji dolnych, czyli ginekologicznych lub urologicznych – wyjaśnia Lasota.
Przed salą operacyjną stała szafa. W niej chowano sprzęt do podstawowych zabiegów. – Prawdopodobnie były tam pakiety sterylnych narzędzi i nitki. Teraz igły, którymi szyje się powłoki czy rany pooperacyjne mają wtopioną nitkę. Kiedyś instrumentariuszka nakładała nitkę i tym szyliśmy. Jest nam łatwiej. To nie jest ewolucja, a rewolucja na sali operacyjnej!
Obok mamy stolik instrumentariuszki, na którym rozkładało się sterylnie cały sprzęt do operowania – opisuje zdjęcie Lasota.
Po przeciwnej stronie umywalka z mydłem w dozowniku. - W tamtych czasach bardzo ważny był reżim higieniczny i epidemiologiczny. Mycie przed operacją wyglądało inaczej - teraz mamy środki odkażające wodę. Wtedy myto się szczotkami. Były dwie: jedna do łokcia, druga na same dłonie. Szorowaliśmy się nimi 10 minut – opowiada.
Strach się bać?
- Młodym lekarzem wydaje się, że to niemożliwe, że my na takim sprzęcie pracowaliśmy, ale taka była rzeczywistość – mówi tvn24.pl dr Janusz Lasota, specjalista ginekologii i położnictwa w Szpitalu im. L. Rydgiera w Łodzi, lekarz od 1972 r. Sam ze swoich początków w zawodzie pamięta podobną salę, kafle na ścianie i… identyczny stół. - Na dole ma taki pedał, którym się go podnosiło – mówi i śmieje się, że gdyby tak zestawić go ze współczesnym stołem, to tak jakby porównać syrenkę do mercedesa. Bo teraz stół operacyjny dowolnie można wyginać w każdą stronę.
(Stare) czapki z głów
Zmieniła się też technika operacyjna. - Wcześniej cały sprzęt był wielokrotnego użytku. Igły operacyjne, którymi szyliśmy, były sterylizowane. Dowożeni na salę pacjenci mieli na sobie chusty wielokrotnego użytku. A my – materiałowe czapki operacyjne i maski. Teraz wszystko jest papierowe i jednorazowego użytku – mówi.
I tylko żal mu dawnych fartuchów: - Były bardzo fajne, bawełniane, a nie syntetyczne jak dzisiaj.
Kiedyś każda operacja oznaczała "otwarcie"pacjenta. - Teraz duży nacisk kładzie się na endoskopię, wiele zabiegów przeprowadza się laparoskopowo. Endoskop wprowadzany jest do brzucha w okolicy pępka i w podbrzusza. Robi się dwa ukłucia i mamy całe pole operacyjne na monitorze i operujemy – mówi.
W latach 70. to była dopiero nowinka.
Zaglądamy na inną salę. - To stół do operacji dolnych z możliwością regulacji ułożenia tułowia pacjentki – wyjaśnia dr Lasota.
Tu także do sterowania służy pedał. - Dzisiaj wszystko jest na pilota. Wtedy oprócz pedałów były jeszcze korby i pompy – mówi.
W tle stoją butle z tlenem i wózeczek do leków dla anestezjologa.
Magicy z trąbką
A tu już zdjęcie z czasów, gdy pan Janusz rozpoczynał pracę. Na nim stół operacyjny do cesarskich cięć.
- U nas takie stoły funkcjonowały jeszcze kilkanaście lat temu. Anestezjolodzy bardzo się na nie denerwowali, bo chcieli mieć komfort manewru z pacjentką, a te stoły często nawalały - pneumatyka nie chciała działać. Na przykład stół stawał bardzo nisko i nie było jak go podnieść, więc trzeba było się gimnastykować – opowiada.
W tle widać sprzęt anestezjologiczny. O takim jak dzisiaj, nikt nawet nie marzył. - To tak, jakbyśmy wylądowali na Księżycu. W tej chwili jest on na tak wysokim poziomie, że anestezjolog odczytuje z urządzeń wszystkie parametry życiowe. W latach 70. nie było takich kardiografów jak teraz. Była tylko tak zwana tubka - stetoskop, którym słuchało się tętna, czynności serca. To była taka trąbka, którą lekarz przykładał sobie do ucha i na brzuchu matki szukał, gdzie to tętno. Gdy je znalazł, miał zegarek i liczył, ile na minutę jest uderzeń serca. U grubszych pacjentek, żeby wysłuchać tętna przez tą tkankę tłuszczową, to była sztuka magiczna – śmieje się.
Dziś urządzenia odnotowują i pokazują każde drgnięcie. Liczy się każda sekunda. Kilkadziesiąt lat temu standardy były zupełnie inne.
Lasota: - Lekarz tętna słuchał co 15 minut, taki był wtedy obowiązek. Teraz bez zapisów kardiotokograficznych nie da się pracować.
A nóż nie śpi
Z dzisiejszego sprzętu anestezjologicznego odczytamy wiele parametrów życiowych człowieka. – I to dla lekarza jest najważniejsze – podkreśla Lasota.
Kiedyś pacjentów po prostu usypiano. Robiono to za pomocą eteru. – Kładło się maskę na buzię i kapało się tak dużo, aż pacjent zaśnie. Były różne sposoby, by zobaczyć, czy już śpi. Na przykład dotykało się nożem skóry - jak pacjent "skakał", to znaczyło, że jeszcze nie można operować.
Serce rośnie
Na szczęście to już zamierzchła przeszłość. 27 Finałów WOŚP miało ogromny wpływ na to, jak wyposażona jest polska medycyna.
- Nie zapewnimy środków na pensje dla lekarzy, nie zorganizujemy ich szkoleń, nie sprawimy, że warunki pracy w Polsce staną się konkurencyjne wobec innych krajów Unii Europejskiej. Możemy jednak pomóc w tym, w czym jesteśmy najlepsi. Medycyna na świecie, dzięki postępowi w nauce i stosowaniu nowoczesnych, wręcz kosmicznych technologii, rozwija się nieprawdopodobnie szybko. Widać to zwłaszcza na salach operacyjnych, gdzie lekarze trzymający w rękach najnowsze zdobycze techniki, dokonują rzeczy nieprawdopodobnych. Jako Orkiestra możemy pomóc polskim szpitalom w zdobywaniu tych najlepszych, najnowszych, najbardziej zaawansowanych technologicznie urządzeń – mówi Lidia Owsiak, członek zarządu i dyrektor ds. medycznych WOŚP.
W tym roku Orkiestra zbiera środki na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania życia i zdrowia dzieci potrzebujących różnego rodzaju operacji. Za zebrane pieniądze kupione będą bardzo kosztowne urządzenia medyczne, niezbędne wyposażenie sal operacyjnych, oddziałów intensywnej terapii pooperacyjnej czy zakładów diagnostyki obrazowej.
Będą to m.in.: lampy i stoły operacyjne, diatermie, aparaty do znieczulania, sprzęt monitorujący, urządzenia teletransmisyjne, aparaty RTG i zestawy endoskopowe.
- Zawsze naszą zasadą było to, że kupujemy sprzęt najwyższej jakości, że wprowadzamy nową technologię do polskiej medycyny po to, żeby wyniki leczenia mogły być jak najlepsze i żeby polscy lekarze mieli w ręku narzędzia nieustępujące najlepszym na świecie - tłumaczył we "Wstajesz i weekend" w TVN24 profesor Bohdan Maruszewski, współtwórca WOŚP i kierownik Kliniki Kardiochirurgii Centrum Zdrowia Dziecka.
Jak mówił, za sumę przekraczającą miliard złotych zakupionych zostało do tej pory "ponad 60 tysięcy najnowocześniejszych urządzeń medycznych". - To jest ogromna ilość sprzętu, która znajduje się we wszystkich szpitalach, gdzie leczone są dzieci w Polsce - zauważył.
Hasło 28. Finału brzmi: "Wiatr w żagle. Dla zapewnienia najwyższych standardów diagnostycznych i leczniczych w dziecięcej medycynie zabiegowej".
Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to organizacja pozarządowa ciesząca się - według badań przygotowanych przez firmę IQS i Centrum Badania Opinii Społecznej CBOS - największym zaufaniem społecznym w Polsce. Od 1993 roku, na początku stycznia, organizuje zbiórkę pieniędzy. Za zgromadzone w ten sposób środki Fundacja WOŚP kupuje i przekazuje w darze - przede wszystkim szpitalom dziecięcym w Polsce - najnowocześniejszy sprzęt medyczny.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Filip Czekała, Bartosz Żurawicz/i / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: NAC