Dworzec Centralny wszyscy chcieli wyburzyć. Zgodnie też zachwycali się nad nowym mostem, którego pylon górował nad Wisłą. Na drogach było śmiertelnie niebezpiecznie, dlatego władze stolicy zdecydowały się ograniczyć prędkość do 50 kilometrów na godzinę, a policjanci kupili pierwszy w historii fotoradar. Na Stadionie X-lecia królował handel, a przed lotniskiem taksówkowi naciągacze. W Zachęcie performance z szablą wykonał Daniel Olbrychski, a potem prawicowy poseł zdjął z rzeźby papieża głaz. "Masa" zrobił się tak rozmowny, że za kraty trafiali kolejni gangsterzy z Pruszkowa. W archiwum "Faktów" TVN sprawdziliśmy, czym żyła Warszawa w 2000 roku.
We wrześniu 2000 zakończył się remont placu Konstytucji. Jak zauważyła z przekąsem reporterka TVN, pochód z prezydentem Pawłem Piskorskim na czele był znacznie skromniejszy niż ten, który urządzono podczas uroczystego otwarcia placu w 1952. - Inauguruję plac Konstytucji w nowej formie - ogłosił bez wielkiej pompy Piskorski. - Mam nadzieję, że będzie to miejsce, z którego warszawiacy będą się cieszyć, z którego będą dumni, które będzie odwiedzane - mówił 33-letni prezydent Warszawy, postrzegany wówczas jako wschodząca gwiazda polskiej polityki.
Plac - serce Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej - był dumą władz PRL-u. Uchodził za wzorcowy przykład socrealizmu w architekturze: na budynkach płaskorzeźby z postaciami robotników, na środku efektowne kandelabry. Ale w połowie lat 90. plac symbolizował raczej dziki kapitalizm, gwałtowne przemiany społeczno-gospodarcze. Wycięto drzewa, postawiono plastikowe budy, w których smażono kurczaka pięć smaków i inne specjały kuchni azjatyckiej. Budki usuwano nocą w asyście służb. Znów pojawiła się zieleń. Reporterka zastrzegała, że nie jest to docelowy kształt placu: "Parking, który jest na środku placu za kilka lat zostanie przeniesiony pod ziemię, w jego miejscu stanie przeszklony budynek, a w nim galerie, kawiarnie i czytelnie". Konstrukcja, którą porównywano do szklanej piramidy sprzed Luwru nie powstała jednak do dziś. Nie poszło też z podziemnymi parkingami, mimo powracających obietnic przez dwie dekady miasto nie zbudowało żadnego.
Nowe ograniczenie i pierwszy fotoradar
W 2000 roku źle działo się na drogach. Programy informacyjne pełne były drastycznych zdjęć tragicznych wypadków. Jedną z reakcji władz Warszawy na katastrofalne statystyki było wprowadzenie ograniczenia prędkości do 50 kilometrów na godzinę (18 września). Stolica miała być poligonem doświadczalnym dla reszty kraju we wprowadzaniu rozwiązania, które dziś jest cywilizacyjnym standardem, a wtedy było uznawane za "kontrowersyjne". Policjanci i drogowcy bili na alarm i tłumaczyli, że przy pięćdziesiątce pieszy ma szanse przeżyć zderzenie z autem. Ale gdy samochód porusza się szybciej, prawdopodobieństwo przeżycia radykalnie spada.
Ale reporter nie miał problemu, żeby znaleźć kierowców, którzy związku przyczynowo-skutkowego między szybkością a śmiertelnością nie widzieli. - Trudno, żeby się pięćdziesiątką wlec. Ja myślę, że będzie przez to więcej korków - komentowali, jakby nie dostrzegając, że na płynność jazdy wpływ ma liczba samochodów na drodze, a nie ich prędkość.
- Jeśli to będzie ratowało choć jedno życie, to warto tego spróbować. Nie mówię, że to genialny i jedyny pomysł, który rozwiąże wszystkie problemy - bronił decyzji prezydent Piskorski. Jej skuteczność bardzo szybko pokazały liczby. Reporter "Faktów" porównał statystyki trzech tygodni września i października z 1999 i 2000 roku. Wynikało z nich, że liczba wypadków w stolicy spadła ze 171 do 81, rannych ze 188 do 102, a zabitych z 14 do 4. "Jeśli wprowadzony przepis tylko przez trzy tygodnie ocalił życie 10 osób i zdrowie kilkudziesięciu, to trudno znaleźć kogoś kto powie, że nie było warto" - podsumował.
O poprawę bezpieczeństwa walczyła też drogówka, wyposażona wówczas głównie w wąsy i polonezy. W 2000 udało się zakupić technologiczną nowinkę - fotoradar. "To niepozornie wyglądające urządzenie jest nową bronią policjantów stołecznej drogówki. Każdy kierowca, który przekroczy prędkość albo przejedzie na czerwonym świetle może być pewien, że zostanie sfotografowany, a później dodatkowo ukarany" - ekscytował się nasz dziennikarz. Z materiału dowiadujemy się, że zdjęcia mogą być wykonywane co pół sekundy, a urządzenie kosztowało 130 tysięcy złotych, dlatego na razie policjantom musi wystarczyć jedno. - Mamy w planach przenosić urządzenie co dwie godziny w inne miejsce, tak żeby warszawiacy nie wiedzieli, w którym miejscu akurat się znajduje - zapowiadał Dariusz Janas ze stołecznej policji.
"Masa" zaczął sypać, posypał się "Pruszków"
Jeszcze większym wyzwaniem była dla policji walka ze zorganizowanymi grupami przestępczymi. Reporter "Faktów" informował o kolejnych zatrzymaniach członków gangu pruszkowskiego: "Policja w stosunku do mafii pruszkowskiej używa wyłącznie czasu przeszłego. Od dwóch tygodni trwają bowiem zatrzymania, tym razem to nie tylko żołnierzy, ale także szefów gangu. W areszcie są 'Wańka', 'Parasol' i 'Bolo vel Kaban'. W sumie zatrzymano ponad 15 osób. Nieoficjalnie mówi się, że głównym dostarczycielem informacji jest Jarosław S. czyli 'Masa', kiedyś członek gangu, teraz ukrywający się przed byłymi wspólnikami świadek koronny".
Pośrednio przyznawał to Jan Michna, komendant główny policji: - Na ogół informacje wychodzą ze środowiska przestępczego, w tym środowisku nie ma jednolitości. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie.
"Atak na mafię pruszkowską musiał nastąpić bardzo szybko. Oprócz prowadzonej na terenie całego kraju działalności nielegalnej - przemyt, narkotyki, wymuszenia, zabójstwa, jak wyrok wykonany na dawnym wspólniku "Pershingu" - gang inwestował też w działalność jak najbardziej legalną: handel nieruchomościami, agencję ochrony, gastronomię, disco polo. Pomagać mu w tym mieli przekupieni urzędnicy i politycy" - wyjaśniał dziennikarz.
- Jestem w tym zdeterminowany, to jest moja odpowiedzialność jako ministra, będę się starał te zachowania wyplenić za wszelką cenę - solennie zapewniał Marek Biernacki, ówczesny minister spraw wewnętrznych. Policja poszukiwała wtedy trzech kolejnych mafiozów: "Słowika", "Kajtka" i "Malizny". Wkrótce wpadli i oni. Obecnie "Masa" funkcjonuje jako "najbardziej znany świadek koronny w Polsce" i realizuje się jako literat, wydając kolejne książki o swojej przestępczej przeszłości.
Książka Olgi Tokarczuk trafiła do internetu
A skoro jesteśmy przy literaturze - Targi Książki. W 2000 roku przyniosły pewne nowości. "Tradycyjna książka ma nadal wielu zwolenników, ale to co stało się z najnowszą książką Stephena Kinga daje do myślenia. Można ją było ściągnąć z sieci za półtora dolara. Pierwszego dnia próbowało to zrobić milion osób, udało się połowie. Ten absolutny rekord sprzedaży książki w historii kusi kolejnych pisarzy. - Myślę, że to nowość, która się przyjmie. W Stanach Zjednoczonych niedługo umieszczę w internecie moją nową powieść - czuł pismo nosem Jonathan Caroll.
Także polska pisarka Olga Tokarczuk umieściła swoją książkę w internecie. Można ją przeczytać za darmo na stronach wydawnictwa Świat Książki. - Ten nasz eksperyment jest wynikiem mody - przyznawał Paweł Szwed ze Świata Książki. "Dom Dzienny, dom nocny" jest w księgarniach od roku, kupiło go 50 tysięcy osób. By połowa tej liczby czytelników zajrzała do książki w internecie, potrzeba było zaledwie trzech tygodni.
W ślady Olgi Tokarczuk nie pójdzie, przynajmniej na razie, Czesław Miłosz. Pisarz nie ma jednak nic przeciwko takim pomysłom. - Mogą być obok, jedno drugiemu nie szkodzi, ja jestem przywiązany do druku - przyznał noblista. - Mnie czytanie książek w internecie męczy - wtórował mu Jerzy Stuhr. Poza tym książki elektronicznej nie można raczej poczytać w wannie czy do poduszki" - podsumowała reporterka. Jak czas pokazał, producenci Kindle i iPada wybili te argumenty z ręki.
Dworzec Centralny: rozebrać czy wyburzyć?
W 2000 roku inaczej patrzyliśmy na architekturę. Głos obrońców powojennego modernizmu jeszcze się nie przebijał. Dworzec Centralny uchodził za "relikt PRL", a jego los wydawał się przesądzony. Spór był wyłącznie semantyczny. - Wyburzyć to takie brzydkie słowo, kojarzy się dosyć fatalnie, mówmy raczej o rozbiórce - mówił Lech Grzegorz Purzycki z PKP. Entuzjastów Centralnego trudno było znaleźć także wśród pasażerów, bo - trzeba przyznać - było to wówczas miejsce brudne, odstręczające i niebezpieczne. Mówił to nawet komendant dworcowego komisariatu Jacek Walczak: - Przyciąga osoby bezdomne, nieletnich uciekinierów z domów, sprawców przestępstw taki jak kradzieże kieszonkowe.
"To, jaki będzie nowy dworzec okaże się najwcześniej za półtora roku, do tego czasu władze PKP będą szukały firmy, która zechce zainwestować niemałe pieniądze w wizytówkę Warszawy" - podsumowała reporterka TVN. Inwestora na szczęście nie znaleziono, co pozwoliło uniknąć błędu z Katowic, gdzie wartościowy dworzec rozebrano, a nowy stał się przybudówką centrum handlowego.
Pretekstem do odświeżenia warszawskiego dworca okazało się dopiero Euro 2012. Budynek umyto i usunięto z niego zbędne narośla handlowo-reklamowe. To wystarczyło, żeby znów zachwycił. Zachwyt trwał jednak krótko i zgasił go inwestycyjny zapał kolejarzy, którzy na środku hali wybudowali wielką antresolę, a pod ściany wepchnęli pawilony, znów "zagracając" przestrzeń.
Most Świętokrzyski zachwycił nie tylko mieszkańców
Dwie dekady temu byliśmy złaknieni przede wszystkim nowych konstrukcji, takich jak most Świętokrzyski. Poświęcano mu wiele uwagi, jeszcze zanim pojechały nim pierwsze samochody i przed tym, jak stał się scenografią dziesiątek filmów, seriali i reklam.
"Fakty": Tak wygląda pierwszy podwieszany most w Polsce, podwieszany, bo nie opiera się na podporach, ale konstrukcje utrzymuje gigantyczny pylon. Czy rzeczywiście utrzymuje? To miało się okazać po generalnej próbie. Na most wjeżdżały kolejno ciężarówki wypełnione piachem. W sumie ważyły ponad 400 ton. - Most na pewno solidny, co najmniej sto lat powinien wytrzymać - mówił Tadeusz Karczmarczyk, kierownik budowy.
Październikowe otwarcie przeprawy stało się sprawą polityczną. Początkowo most miał zostać oddany do użytku podczas ciszy wyborczej. Termin przesunięto, żeby w uroczystości mógł wziąć udział ubiegający się o reelekcję prezydent Aleksander Kwaśniewski. Świętokrzyski zastąpił wojskowy most Syreny, który miał wytrzymać pięć lat, a służył 15. Początkowo przeprawa była permanentnie zakorkowana, w co dziś trudno uwierzyć. Dopiero otwarcie kolejnych mostów Siekierkowskiego i Skłodowskiej-Curie, a także rozbudowa Grota-Roweckiego, pozwoliło, by Świętokrzyski pełnił taką rolę, jaką dla niego przewidziano - przeprawy o charakterze lokalnym.
Stadion był bazarem, nowy miał stanąć na Białołęce
Wyczekiwaliśmy także nowego stadionu dla piłkarskiej reprezentacji Polski. "Supernowoczesne europejskie obiekty przyprawiają o zawrót głowy. Zwłaszcza tych, którzy na co dzień zmagają się z bardziej przyziemnymi problemami" - zauważał reporter a oczom widzów ukazali się: pan tłukący młotkiem w murawę boiska przy Łazienkowskiej i czteroosobowa ekipa robotników ciągnących darń na kawałku folii. Negliż i papieros w zębach - raczej "złote rączki" niż greenkeeperzy.
"Polskie stadiony są jak nasza reprezentacja, ciągle naprawiana i ulepszana, wciąż niespełniające oczekiwań kibiców i działaczy. Oczekiwania może spełnić tylko jeden stadion, o jego budowę stara się od kilku miesięcy społeczny komitet". - Podchodzimy do tematu na zasadzie interesu, bo tylko w taki sposób można obecnie stadion wybudować. Każdy inny sposób, to błaganie o pieniądze - nie krył przedstawiciel społecznego komitetu. A był nim Jarosław Kołakowski, później jeden z najbardziej znanych i wpływowych menedżerów w polskim futbolu.
70 milionów dolarów na budowę Stadionu Polska na Białołęce mieli wyłożyć prywatni inwestorzy. Z planów nic nie wyszło, stadion powstał ponad dekadę później na Pradze Południe, na gruzach Stadionu X-lecia. W 2000 roku kwitł na nim głównie handel, także nielegalny m.in. płytami kompaktowymi. Dlatego właśnie w tym miejscu muzycy Big Cyca urządzili swój protest-happening przeciwko piractwu fonograficznemu.
- Kradzież popłaca, piratowaliście wszystkie nasze płyty, niech wam będzie na zdrowie. Ale czas podzielić się z nami twórcami tych płyt - apelował Krzysztof Skiba. - Ci ludzie kupili wystarczającą ilość willi na Majorce. Wydaje nam się, że czas na to, by skromni muzycy kupili sobie chociaż namiot - mówił Paweł Konjo Konnak, domagając się od piratów "odpalenia działy". Kilku handlarzy najwyraźniej ruszyło sumienie, bo postanowili odpowiedzieć na apel muzyków - banknoty lądowały w czapce.
Olbrychski tnie szablą "Nazistów", Tomczak usuwa głaz z papieża
Rok 2000 przyniósł dwa wielkie skandale wokół sztuki współczesnej. Do obu doszło w Zachęcie. Autorem pierwszego był Daniel Olbrychski, który uszkodził kilka zdjęć z wystawy "Naziści" Piotra Uklańskiego. Artysta przedstawił na niej wizerunki polskich i zagranicznych aktorów, którzy grali role niemieckich żołnierzy. Olbrychski wszedł do galerii w płaszczu, pod którym ukrył szablę. W pewnym momencie wyciągnął broń i uderzył w zdjęcia przedstawiające jego oraz kilku kolegów po fachu. Zachęta zgłosiła sprawę do prokuratury. Aktor został oskarżony o wandalizm, a sam oskarżał dyrektorkę Zachęty o "rodzaj zbrodni intelektualnej". Anda Rottenberg broniła zamysłu artystycznego Piotra Uklańskiego, którego celem było pokazanie, że kultura masowa prezentuje nazistów w atrakcyjnej formie, mimowolnie ich gloryfikując. - Skoro aktor zgodził się przebrać w mundur i jeszcze chciał, żeby ładnie w tym mundurze wyglądał, sprzedał ten wizerunek publicznie, to nie może się sam na siebie albo na kogoś potem obrażać za to - tłumaczyła.
Konsekwencje poniósł ochroniarz, który nie zatrzymał szarży Daniela Olbrychskiego. Strażnika zwolniono z pracy. Afera nie zaszkodziła Piotrowi Uklańskiemu. Kilka lat później jedną z serii "Nazistów" sprzedano w domu aukcyjnym w Londynie za niemal pół miliona funtów.
Szersze kręgi zatoczył skandal z rzeźbą Maurizia Cattelana. Przedstawia on postać Jana Pawła II przygniecionego przez meteor. Szwajcarski kurator wystawy Harald Szeemann próbował tłumaczyć, że to metafora samotności papieża uginającego się pod ciężarem problemów współczesnego świata. Nie wszystkich przekonał.
Najpierw Wojciech Cejrowski próbował okryć rzeźbę całunem. Dalej poszedł poseł Witold Tomczak z koła Porozumienie Polskie, który usunął głaz z figury. Chwilę później interweniowała ochrona. Moment uwiecznił fotoreporter "Super Expressu" Piotr Grzybowski, który został zresztą poturbowany przez ochroniarza. - Działałem jako reprezentant narodu, jako Polak, katolik, rodak ojca świętego - tłumaczył swoją akcję Tomczak. Wcześniej prosił w liście do ministra kultury o zamknięcie bulwersującej - jego zdaniem - ekspozycji. Ponieważ tak się nie stało, wziął sprawy w swoje ręce.
Ostatecznie wystawę zamknięto. Trzy miesiące później dyrektorka Zachęty zrezygnowała ze stanowiska. - Człowiek powinien wiedzieć, kiedy ma odejść, wydało mi się, że to jest dobry moment, żeby rozwiązać sprawy, uciszyć spory i przywrócić Zachęcie jej miejsce w świecie kulturalnym, nie politycznym - tłumaczyła. Wkrótce objęła stanowisko w Ministerstwie Kultury przy organizacji Muzeum Sztuki Nowoczesnej, tego którego siedziba jest obecnie budowana na placu Defilad.
Za Tomczakiem sprawa ciągnęła się kilkanaście lat. Ostatecznie został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę dopiero w 2017 roku. Anda Rottenberg pozostaje cenioną krytyczką i kuratorką sztuki współczesnej. 20 lat później dopisano postsctriptum do tej historii. Na dziedzińcu Muzeum Narodowego stanęła rzeźba Jerzego Kaliny będąca polemiką z dziełem Maurizia Cattelana.
Nielegalny handel, taksówkowi naciągacze, wyprowadzka giełdy z Domu Partii
Wstydliwych obrazków dostarczała mediom także walka z nielegalnym handlem, który odbywał się głównie w centrum. Handlarze rozkładali towar na turystycznych stolikach. Interweniowali, niekiedy dość brutalnie, strażnicy miejscy. - Skakali po mnie, jeden klęknął na mnie, próbowali mi założyć kajdanki, chciałam się wyrwać, trzymali mnie we trzech-czterech - opowiadała jedna z handlujących kobiet. "Fakty": "Walka straży miejskiej z ulicznymi handlarzami prowadzona jest na specjalne życzenie prezydenta Warszawy. Handlarze mają pozwolenie na handel obwoźny, ale władze miasta nie chcą, by ich stoliki stały przy głównych ulicach. Ponieważ tu handlarze mogą zarobić najwięcej, prawdopodobnie takie pokazy siły przechodnie i turyści będą mieli okazję obejrzeć jeszcze raz".
Dla turystów jednak większym kłopotem były mafie taksówkowe, które opanowały postoje przy dworcach i na lotnisku. Nieuczciwi przewoźnicy potrafili zawyżyć kilkukrotnie stawkę za kurs. Problem rozwiązano, ogłaszając przetarg dla korporacji. - Będą gwarantowały poziom, rzetelność, a zwłaszcza cenę - zapowiadał prezydent Warszawy. Reporter TVN docenił: Prezydentowi Piskorskiemu nie udało się załatwić dla Warszawy pieniędzy na obwodnicę, drogi i nowy most jako pierwszemu udało mu się podjąć skuteczną walkę z taskówkarskimi oszustami.
W listopadzie Warszawska Giełda Papierów Wartościowych pożegnała się z dawną siedzibą Komitetu Centralnego PZPR. Doczekała się bowiem nowego budynku przy Książęcej, a wraz z nim nowego systemu informatycznego Warset. "Nowy system będzie mógł przetwarzać 45 zleceń na sekundę, ma też uczynić giełdę bardziej przyjazną dla drobnych inwestorów. Jesteśmy świadkami jednego z historycznych momentów w polskiej gospodarce" - opowiadał reporter "Faktów".
Podczas uroczystości z okazji Święta Niepodległości ówczesny szef MON Bronisław Komorowski zaapelował o odbudowę Pałacu Saskiego, którego częścią był przed wojną Grób Nieznanego Żołnierza. Pałacu nie odbudowano do dziś, choć pomysł wraca regularnie, to pojawia się coraz więcej wątpliwości co do sensu tego przedsięwzięcia.
Egzekucja w Tartaku, "Kikira" kula dosięgła w szpitalu
W Warszawie i okolicach regularnie dochodziło do gangsterskich porachunków. W listopadzie w klubie Tartak w Nowym Dworze Mazowieckim zginęło dwóch mężczyzn. - W pewnym momencie do klubu wszedł mężczyzna ubrany na czarno. Na głowie miał kominiarkę z otworami na oczy. Z długiej broni automatycznej oddawał strzały - opisywała Mirosława Michalska z nowodworskiej policji.
"Mężczyźni w pubie nie mieli żadnych szans, choć byli uzbrojeni i mieli na sobie kamizelki kuloodporne. Zabójca wystrzelił w ich kierunku kilkadziesiąt pocisków. Zabici byli znani w lokalnym światku przestępczym. Z Nowym Dworem kojarzone jest też zabójstwo dwóch osób, do którego doszło przed Teatrem Komedia na Żoliborzu. Policjanci podejrzewają, że grupa z Nowego Dworu próbuje zdobyć wpływy w stolicy. Najprawdopodobniej walczy z nią mafia z innego podwarszawskiego miasta - Pruszkowa. W Warszawie i okolicach działa co najmniej kilka zorganizowanych grup przestępczych" - podawał reporter "Faktów".
Do mafijnej egzekucji doszło nawet w szpitalu przy Szaserów. "Zabójca strzelał, gdy pielęgniarki były zajęte wydawaniem leków innym pacjentom. Potem spokojnie wyszedł. "Kikir" leżał w szpitalu po nieudanym zamachu, według policji, nie chciał ochrony. - Człowiek ten mówił, że nie współpracuje z policją. Uważał się za mocnego, silnego przestępcę. Okazało się, że inni przestępcy byli od niego silniejsi - opowiadał Dariusz Janas ze stołecznej policji. Mężczyzna był jednym z bossów mafii z Wołomina i Marek. Jego gang wymuszał haracze, porywał dla okupu, kradł samochody".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN