W tym przedstawieniu brali udział sprzedawca, ajent i paser. Mieli odegrać znaczące role w napadzie na kiosk przy ul. Emilii Plater, który sami sfingowali. Nakreślony wcześniej scenariusz przejrzeli jednak policjanci.
O napadzie funkcjonariusze zostali poinformowani w sobotę rano. "Funkcjonariusze pojechali na miejsce i zastali sprzedawczynię, która opowiedziała, że jakiś mężczyzna wszedł do kiosku zaraz po jego otwarciu, spryskał jej twarz gazem, a następnie rozrzucił papierosy i wyjął 6 tys. zł z kasetki oraz bilety i karty doładowujące" – relacjonują stołeczni policjanci.
Pierwsza wpadła sprzedawczyni...
Funkcjonariusze zabezpieczyli ślady, przepytywali świadków i przeglądali zapisy z kamer monitoringu, które jednak nie potwierdziły słów kobiety. Operacyjni zaczęli podejrzewać, że napadu wcale nie było.
Sprzedawczyni wpadła pierwsza. Przyznała, że do napadu nie doszło, a spektakl wymyśliła ajentka i jej partner. Przy podejrzanej znaleziono też porcję amfetaminy.
... potem ajentka i jej partner
Zostało jeszcze zatrzymanie pozostałej dwójki. "Policjanci wezwali do komendy ajentkę - Martę G. (21 l.), która również przyznała, że jej partner wpadł na pomysł sfingowania napadu. W niedługim czasie do komendy trafił Marcin M. (33 l.). Policjanci odzyskali część skradzionych biletów o wartości nie mniejszej niż 50 tys. zł" - czytamy relację na stronie komendy stołecznej.
Później kryminalni weszli do jednego z mieszkań przy ul. Ludwiki na Woli. Okazało się, że właśnie tam pozostałą część łupu przechowuje Włodzimierz P. Mężczyzna dobrowolnie wydał funkcjonariuszom skradzione papierosy i bilety.
ran/b