- Daję szansę policji i Komendzie Stołecznej, żeby zweryfikowała dane. Gdyby ktoś powiedział: kilkadziesiąt, 50, 40, może 60 tys. uczestników marszu, to można się kłócić o te dziesiątki tysięcy. Bo tylu nas było, wszyscy to widzieli – powiedział w radiu RMF FM szef PO Grzegorz Schetyna.
Marsz Wolności, zorganizowany przez Platformę Obywatelską, przeszedł w sobotę ulicami Warszawy. Udział wzięli w nim przedstawiciele środowisk opozycyjnych, w tym Nowoczesnej, PSL, KOD, związkowcy z ZNP i służb mundurowych. W marszu, w kulminacyjnym momencie, udział wzięło - jak informowała stołeczna policja - ok. 12 tys. osób. Według stołecznego ratusza w manifestacji wzięło udział ponad 90 tys. osób.
O manifestację i różnice w danych o frekwencji szef Platformy Obywatelskiej pytany był w poniedziałek w radiu RMF FM. - Było nas wielu. Widzę teraz, że przedstawiciele mediów narodowych wycofują się z tych 12 tysięcy - oświadczył Grzegorz Schetyna.
"Język propagandy bolszewickiej"
- Pamiętam język propagandy z lat 80., pamiętam o "przerwach w pracy", o "grupach wyrostków" - mówił. Język propagandy bolszewickiej narzucał swój nieprawdziwy obraz rzeczywistości. Tutaj miałem podobne wrażenie - ocenił.
W programie radiowym zaapelował, aby Komenda Stołeczna Policji zweryfikowała dane.
- Gdyby ktoś powiedział: kilkadziesiąt, 50, 40, może 60 tys. uczestników marszu, to można się kłócić o te dziesiątki tysięcy, bo tylu nas było, wszyscy to widzieli: czy w telewizji, czy był na tym marszu, czy spoglądał z boku - zaznaczył polityk.
- Taka manipulacja kompromituje. Będę bronił tutaj Komendy Stołecznej Policji i tych, którzy liczyli. Albo została ta informacja zmanipulowana albo... nie chcę pisać innych scenariuszy. Przerzucam to na propagandę PiS, a nie na policję - ocenił lider Platformy.
To jest początek drogi
Schetyna odniósł się także do faktu, że w sobotnim Marszu Wolności wzięło udział mniej uczestników niż w marszu KOD-u sprzed roku. Jego zdaniem, zeszłorocznemu marszowi towarzyszyły silne emocje powyborcze.
- To jest początek drogi, która doprowadzi nas najpierw do wyborów samorządowych, a później do parlamentarnych - dodał. Według Schetyny "milionowe demonstracje przyjdą, ale one będą wtedy, gdy będziemy już w kampanii wyborczej".
PAP/skw/pm/jb