- Nie tylko ogromne płachty, ale i małe reklamy są zmorą reprezentacyjnych ulic Warszawy - twierdzi stołeczny konserwator zabytków. Dlatego urząd Ewy Nekandy-Trepki postanowił walczyć z jaskrawymi i tandetnymi stojakami czy szyldami. Na pierwszy ogień poszły lokale na Starym Mieście. Następny ma być cały Trakt Królewski.
- Nie ma jednolitych zasad określających wygląd szyldów na Starym Mieście i Trakcie Królewskim - mówią ze smutkiem urzędnicy z biura konserwatora. - Nie oznacza to jednak, że nie ma być żadnych standardów w strefach objętych ochroną - dodają.
Dlatego w 2009 roku ruszyli ze zmasowaną akcją inwentaryzacji, kontroli i wysyłania wniosków o usunięcie nieestetycznych reklam.
Urzędnicy wypracowali już nawet stosowną terminologię. Na Starym Mieście napotkamy więc m.in. "potykacze" czyli stojaki z dwoma ściankami, na których są reklamy, spotykane głównie przed restauracjami. Jak mówią urzędnicy, ten typ nośnika znika z chodników, gdy pojawiają się zapowiedziane kontrole. Starówkę opanowały też "semafory" czyli przyczepione do ściany i odstające od niej reklamy, na których najczęściej zobaczymy marki piwa.
"Nie" dla diodowych lampek
Ale na liście biura konserwatora są też inne atrakcje i inne zarzuty. - Reklamy nie powinn być zrobione z tandetnych, lecz z tradycyjnych materiałów. Problemem są też świecące diodowe lampki czy napisy, a także zieleń w doniczkach zasłaniająca zabytkowe elewację - wylicza Ewa Nekanda-Trepka.
I dodaje, że kontrolerzy sprawdzają przede wszystkim, czy właściciel lokalu ma zgodę na wystawienie reklamy. Jak zaznacza konserwator, akcja nie dotyczy osób, które dostały pozwolenie wojewódzkiego konserwator zabytków przed kilkunastoma laty. - W takich przypadkach czekamy i proponujemy zmianę - zapewnia Nekanda-Trepka. Biuro konserwatora wysłało już kilkadziesiąt nakazów usunięcia reklam ze Starego Miasta. Spora grupa przedsiębiorców odwołała się jednak do ministra kultury. A, jak pokazuje praktyka, rozpatrywanie zażaleń może zająć wiele miesięcy.
Przedsiębiorcy interweniują
Przedstawiciele przedsiębiorców z Traktu Królewskiego zaznaczają, że prawa trzeba przestrzegać. - Jeżeli lokale miały zgody z lat 90., wydane jeszcze przez wojewódzkiego konserwatora zabytków, to powinna istnieć ciągłość decyzji - uważa Roman Popowski, przewodniczący Stowarzyszenia Prywatnych Przedsiębiorców Warszawskiego Traktu Królewskiego. - Jeżeli jednak, ktoś założył reklamę bez zezwolenia, wtedy prawo trzeba respektować - dodaje.
To nie oznacza jednak, że przedsiębiorcy zawsze zgadzają się z oceną stołecznej konserwator zabytków. - Reklamy powinny być dopasowane do charakteru Starego Miasta, ale gusta są różne. Dlatego, gdy do stowarzyszenia zwróci się przedsiębiorca z prośbą o interwencję, to idziemy na rozmowę z panią Ewą Nekandą-Trepką. Nie raz zwracamy się też do ministra kultury, ale zazwyczaj podtrzymuje decyzję konserwator - przyznaje Popowski.
Będzie więcej kontroli
Nakazy usunięcia niektórych reklam dostali też przedsiębiorcy na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie. W tym przypadku większość do decyzji konserwator się dostosowała. Za wygraną nie daje m.in. Empik, którego elewacje ciągle są zakryte wielkich płachtami.
Konserwator zabytków zapowiada, że to nie koniec inwentaryzacji i spisu reklam. W przyszłym roku urzędnicy wezmą się m.in. za Aleje Ujazdowskie.
Andrzej Rejnson roody
Źródło zdjęcia głównego: | Reuters, rian.ru, PAP