Waldemar Kowalewski był na Mount Evereście, kiedy 25 kwietnia w Nepalu zatrzęsła się ziemia. Był świadkiem zejścia lawiny, która pochłonęła kilkanaście ofiar.
- Była to jedna wielka lawina zaraz po trzęsieniu ziemi. Uderzyła w środkowe pozycje bazy i praktycznie zmiotła wszystko to, co miała na swojej drodze - mówi Kowalewski. - Dramatycznie to wyglądało. Wielu z nas myślało, że to nasze ostatnie chwile. Wygądało to na wybuch wulkanu. W kierunku bazy leciały odłamki wielkości lodówki - dodaje.
Ruszyli pomagać poszkodowanym
Waldemar Kowalewski podjął się akcji ratunkowej. Szukał osób uwięzionych pod zwałami śniegu. Przenosł ich do prowizorycznych polowych szpitali. Nie wszystkim jednak można było pomóc.
Przerażenie
- Byłem tak przerażony, że nie spaliśmy w nocy w swoich namiotach. Nakryliśmy się śpiworami i spaliśmy w stołówce - opowiada Kowalewski. - Po każdym wstrząsie wyskakiwaliśmy jak szaleni na dwór, by określić skąd schodzi lawina. Na całe szczęście nie dotarła już do nas żadna lawina - dodaje.
Chwile zwątpienia
Waldemar Kowalewski miał chwile zwątpienia, ale jak mówi, szybko minęły.
- Góry dają radość życia i przyćmiewają rzeczy przykre i niepożądane - podsumowuje Kowalewski.
Lawina pochłonęła 18 istnień
Tego dnia na skutek zejścia lawiny zginęło 18 wspinaczy. Trzęsienie ziemi z 25 kwietnia pozbawiło zycia 8,6 tysiąca ludzi.
Autor: mab/mk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24