Prezydent Francji Nicolas Sarkozy przestrzega Egipt przed groźbą "religijnej dyktatury", a amerykański prezydent Barack Obama apeluje do egispkiego rządu o natychmiastowy proces zmian i "jasne postawienie sprawy wobec własnego narodu". W ten sposób głowy państw zareagowały na przekazanie przez prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka części kompetencji wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi. Egipski ambasador w Waszyngtonie przyznał zaś, że "prezydentem de facto stał się Suleiman".
Do politycznych zmian w Egipcie jako pierwszy odniósł się prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Powiedział, że były one "nie do uniknięcia". Wyraził też nadzieję, że Egipt zmierza ku demokracji.
- Z całego serca życzę rodzącej się demokracji (w Egipcie), by powoli tworzyły się struktury i zasady, które pomogą im znaleźć drogę ku demokracji, a nie kolejnej formie dyktatury, dyktatury religijnej, jak w Iranie - powiedział prezydent Francji, odnosząc się do rewolucji islamskiej w tym kraju w 1979 roku.
Sarkozy podkreślił, że na zachodnich demokracjach ciąży "moralna odpowiedzialność", aby pomóc Egiptowi i Tunezji w uniknięciu systemu, który "mógłby być gorszy" niż było to przed masowymi protestami w tych krajach.
Obama: USA nie będą ingerować, ale wspierają
Prezydent USA Barack Obama nie odniósł się bezpośrednio do wystąpienia Mubaraka, ale w wydanym w czwartek wieczorem oświadczeniu wyraził swoje rozczarowanie orędziem egipskiego przywódcy. Wezwał w nim egipskie władze, by zajęły "jasne" stanowisko wobec obiecanej demokratyzacji kraju.
- Egipski rząd musi wytyczyć wiarygodną, konkretną i zrozumiałą drogę w kierunku prawdziwej demokracji, ale jak na razie nie wykorzystuje szansy by to skutecznie czynić - stwierdził Barack Obama.
Amerykański prezydent dodał, że władze w Kairze obiecały narodowi egipskiemu "przekazanie władzy", jednak unikają jasnego postawienia sprawy, czy to "przejście" będzie wystarczające i niezwłoczne. - Zbyt wielu Egipcjan nie jest nadal przekonanych, że rząd rzeczywiście dąży do demokracji - uznał prezydent USA.
Zaapelował także do władz Egiptu o zniesienie stanu wyjątkowego i podjęcie poważnych rozmów z opozycją, a do wszystkich stron konfliktu o powstrzymanie się od przemocy.
USA spodziewały się dymisji
Obama wystąpienie przywódcy Egiptu śledził na pokładzie Air Force One, podczas powrotu ze stanu Michigan do Waszyngtonu. Prezydent był niemal pewny, że Mubarak ogłosi swą dymisję. Kilka godzin wcześniej ponowił apel, aby proces zmiany władzy w Kairze "rozpoczął się od razu" i prowadził do "wolnych i uczciwie zorganizowanych wyborów".
Podkreślił, że USA nie będą ingerować w ten proces, ale powiedział, że jego administracja "konsultuje się w Egipcie i w obrębie społeczności międzynarodowej, aby przekazać przesłanie, że udana i porządna transformacja musi być znacząca".
Obama zapewnił, że USA nadal udzielają Egiptowi swojego wsparcia dla przemian w kraju. - Chcę zapewnić wszystkich młodych ludzi i wszystkich Egipcjan, że Ameryka nadal będzie robić wszystko, co może, aby wspierać systematyczną i realną przemianę w Egipcie - zadeklarował.
"De facto to Suleiman jest prezydentem"
Egipski ambasador w Waszyngtonie, Sameh Shoukry, powiedział telewizji CNN, że po decyzji Mubaraka prezydentem Egiptu i tym samym szefem sił zbrojnych stał się faktycznie Omar Suleiman. Jak wyjaśnił, Mubarak jest głową państwa "de iure", a Suleiman "de facto".
Z kolei szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton komentując wystąpienie Mubaraka powiedziała: - Nadszedł czas na zmiany. Jak dodała, "ocena, czy decyzje prezydenta Egiptu spełniają oczekiwania Egipcjan, należy wyłącznie do nich samych.
Izrael: szybkie zmiany ryzykowne
Minister obrony Izraela Ehud Barak oświadczył natomiast, że świat powinien zachęcać do zmian w Egipcie, ale kraj ten potrzebuje na nie więcej czasu, by nie wpaść w ręce ekstremistów.
- Rozumiemy, że potrzebuje on jeszcze czasu i szanujemy jego stanowisko, że szybkie zmiany mogą sprawić, że kraj wpadnie w ręce ekstremistów - powiedział Barak w amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC. - Rzeczywistym zwycięzcą przyspieszonych wyborów w Egipcie będzie radykalne Bractwo Muzułmańskie - dodał. Władze Izraela z uwagą i niepokojem śledzą rozwój wydarzeń w Egipcie. Prezydent Mubarak jest dla nich gwarantem pokoju w regionie. Kilka dni temu premier Benjamin Netanjahu wyraził obawę, że Egipt, głównie za sprawą Iranu i islamskich ekstremistów, może stać się drugą Gazą.
Źródło: PAP, Reuters