Zastał Polskę z tarczą, zostawi bez?

Aktualizacja:
 
Będzie tarcza?MDAA

Gdyby u władzy w Białym Domu po 2008 roku utrzymali się republikanie, być może już dziś w Polsce kończyłyby się prace nad amerykańską bazą, w której stacjonowałyby pociski antyrakietowe. Tak jednak nie jest, a główną tego przyczyną jest obecny prezydent USA, Barack Obama.

Zgodnie z projektem, który lansowała administracja George'a W. Busha, w Polsce miał znaleźć się główny element amerykańskiej tarczy antyrakietowej - baza systemu GMD (Ground-Based Midcourse Defense czyli Naziemny System Obrony Antybalistycznej) z 10 antyrakietami umieszczonymi w silosach. Ich zadaniem miało być zestrzeliwanie nieprzyjacielskich rakiet dalekiego zasięgu w środkowej fazie lotu. Dodatkowo w Czechach miał powstać potężny radar wczesnego ostrzegania.

Moskwa protestuje

Cały projekt miał jeden oficjalny cel: ochronę przed potencjalnym atakiem ze strony takich państw jak Iran, Syria czy Korea Północna. Choć oficjalnie nikt tego nie głosił, a Waszyngton stanowczo zaprzeczał takiej motywacji, dla ekspertów nie było również tajemnicą, że tarcza ma inny, równoległy cel: dać do zrozumienia odbudowującej swą potęgę Rosji, że Europa Środkowa cieszy się gwarancjami USA. De facto tarcza umiejscowiona w Polsce i Czechach miała scementować amerykańską obecność w Europie i rozciągnąć ją na kraje byłego bloku komunistycznego.

Z prawdziwego celu istnienia tarczy doskonale zdawała sobie sprawę Moskwa, która groziła podjęciem kroków odwetowych, jeśli jej elementy zagoszczą nad Wisłą i Wełtawą. Rosjanie przekonywali m.in., że w Obwodzie Kaliningradzkim rozmieszczą swoje taktyczne rakiety z głowicami nuklearnymi, przeciwko którym tarcza jest bezradna, bowiem wymierzona jest jedynie przeciwko pociskom wysokiego pułapu.

Obama ma nowy plan

Ostatecznie Rosjanie dopięli swego (przynajmniej na średnią metę) i z pierwotnych planów tarczy nic nie wyszło, gdy okazało się, że w Białym Domu nie zasiądzie kolejny republikanin, John McCain, ale jego demokratyczny przeciwnik, Barack Obama. Ten, gdy objął prezydencki fotel, robił wszystko, by dać do zrozumienia, że projekt tarczy w formacie przeforsowanym przez poprzednika jest niepotrzebny, kosztowny i niesie za sobą ryzyko dyplomatyczne dla Waszyngtonu.

Obama zresztą jeszcze podczas kampanii wyborczej nie ukrywał, że wobec tarczy jest wyjątkowo sceptyczny. Najpierw powinniśmy być pewni, że system działa skutecznie, a następnie decydować o jego rozmieszczeniu. Administracja Busha nie konsultuje się z sojusznikami z NATO na temat rozmieszczenia systemu tarczy antyrakietowej. Nie możemy pozwolić, aby ta sprawa podzieliła Europę - mówił kandydat Obama, dając pierwsze znaki, że będzie dążył do "resetu" w relacjach z Moskwą.

Ostatecznie 17 września 2009 roku (w dzień budzący w Polsce fatalne skojarzenia) administracja Obamy oficjalnie zrezygnowała z budowy tarczy w proponowanym przez poprzednika wymiarze. - Zdecydowałem o nowym podejściu do obrony przeciwrakietowej w Europie - oświadczył Obama. Sekretarz obrony USA Robert Gates wyjaśnił zaś, że chodzi o system, który będzie polegał na mobilnych instalacjach przeciwrakietowych oraz - w późniejszej fazie jego wprowadzania - lądowych bazach wyposażonych w system SM-3 oparty o wyrzutnie rakiet przechwytujących i radary.

Plany na lata. Będą zrealizowane?

W nowej koncepcji, jak argumentowała nowa administracja - nowocześniejszej, również znalazło się miejsce dla Polski, tyle że w późniejszym terminie. Najpierw ma powstać radar umieszczony prawdopodobnie w Bułgarii lub Turcji, który będzie współpracował z rakietami przechwytującymi rozmieszczonymi na niszczycielach Aegis i krążownikach, które patrolują wody Morza Śródziemnego i Morza Czarnego.

Dopiero potem, w 2015 roku, zostanie zrealizowany drugi etap planu - rozmieszczenie antyrakiet SM-3 w Rumunii. W trzy lata później rakiety znajdą się w Polsce, co ma być trzecią fazą projektu. W tym czasie planuje się także wprowadzenie do arsenału rakiet SM-3 nowej generacji i nowocześniejszych radarów.

Ze zmiany decyzji ws. tarczy satysfakcji nie kryła Rosja, uznając nowe podejście Waszyngtonu za pierwszy krok do "resetu". Po kilku miesiącach dyplomatycznych uprzejmości Moskwa wróciła jednak na tory ostrej krytyki także i nowego planu, uznając go za nie mniejsze zagrożenie dla swoich interesów niż projekt republikańskiej administracji.

CZYTAJ WIĘCEJ O "RESECIE" OBAMY

Tym samym Obama wpadł w pułapkę, z której nie ma łatwego wyjścia. Z jednej strony, forsowanie nawet zmienionego planu narazi go na kolejne ataki z Moskwy i groźby zerwania współpracy w takich obszarach jak Iran czy Afganistan (choć poziom i zaangażowanie Rosji w rozwiązywanie tych problemów sam w sobie jest problematyczny). Z drugiej strony granie na zwłokę i przeciąganie wejścia w życie nowych planów, tak by ugrać coś Rosją, doprowadzi w Europie - a w szczególności w jej wschodniej części - do dalszego upadku zaufania wobec amerykańskich obietnic.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: MDAA