"Żadne Majdany nam nie grożą"


Alaksandr Łukaszenka został w piątek zaprzysiężony na czwartą kadencję na stanowisku prezydenta Białorusi. Podczas ceremonii zaprzysiężenia powiedział, że "wirus kolorowych rewolucji zwycięża tylko w słabych krajach, a na Białorusi nie ma dla niego sprzyjającej gleby". - Żadne "Majdany i Płoszcze" nam nie grożą - oświadczył.

Uroczysta ceremonia odbyła się w Pałacu Republiki w Mińsku. Nie było na niej ambasadorów państw UE i USA.

Podczas ceremonii Łukaszenka mówił, że "żadne Majdany i Płoszcze nie grożą naszemu społeczeństwu". Nawiązał przez to do "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie i masowych protestów w wieczór wyborczy, które białoruska opozycja nazywała "Placem" (biał. Płoszcza). - Bezpieczeństwo i stabilność w białoruskim domu ochronimy przed wszelkimi intrygami, i zewnętrznymi i wewnętrznymi - oświadczył Łukaszenka.

Ambasadorowie zbojkotowali inaugurację

Dwunastu ambasadorów państw Unii Europejskiej akredytowanych w Mińsku i przedstawiciel Komisji Europejskiej w białoruskiej stolicy zbojkotowali piątkową inaugurację prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki.

Dyplomaci goszczą na Litwie na zaproszenie działającego w Wilnie Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego, w którym studiuje młodzież z Białorusi.

- Nasza obecność tutaj (w Wilnie) jest potwierdzeniem stanowiska Unii Europejskiej - powiedział w piątek Zoltan Bacs, ambasador Węgier na Białorusi.

W przyjętej w czwartek rezolucji Parlament Europejski uznał, że UE powinna natychmiast przywrócić sankcje wizowe wobec przedstawicieli władz w Mińsku, zawieszone w 2008 roku, zamrozić ich aktywa oraz rozszerzyć listę objętych sankcjami osób. Na liście miałyby się znaleźć osoby odpowiedzialne za fałszerstwa i represje po wyborach prezydenckich z 19 grudnia.

Prawda oficjalna

Według oficjalnych wyników, w wyborach 19 grudnia 2010 roku Łukaszenka zdobył 79 procent głosów. Opozycja od razu uznała wyniki za sfałszowane.

Przeprowadzone nieco wcześniej niezależne badania nie były dla obecnego prezydenta aż tak optymistyczne. W dniach 12-14 grudnia niezależny ośrodek badań opinii publicznej na zlecenie telewizji Biełsat przeprowadził ankietę, według której Łukaszenka mógł liczyć na zaledwie 30,5 proc. głosów, a w drugiej turze zostałby pokonany przez swojego rywala.

Pogrom opozycji

Po wyborach w Mińsku odbyła się masowa demonstracja opozycji, uznającej wybory za sfałszowane. Tysiące ludzi zgromadziły się przed budynkiem rządu, gdzie mieści się też siedziba Centralnej Komisji Wyborczej. Rozbito szyby w drzwiach budynku - według opozycji była to prowokacja.

Demonstracja została stłumiona przez liczne siły specjalne milicji. Ponad 600 osób trafiło do aresztów, większość z nich odbyła kary od 5-15 dni aresztu administracyjnego. Toczy się śledztwo, wciąż odbywają się rewizje i przesłuchania.

Zarzuty w sprawie o masowe zamieszki postawiono 32 osobom, w tym pięciu byłym kandydatom na prezydenta.

Do natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia zatrzymanych po wyborach opozycjonistów wezwał reżim białoruski Parlament Europejski. Eurodeputowani powtórzyli krytyczną ocenę wyborów prezydenckich, w których według oficjalnych wyników wygrał Alaksandr Łukaszenka i zaapelowali o nowe, w pełni demokratyczne wybory.

Źródło: PAP