- Do najbliższych wyborów Łukaszenka nie odpuści opozycji. Nie będzie chciał powtórki z wyborów prezydenckich, opozycja nie może liczyć na miodowy miesiąc - przekonywał w TVN24 wieloletni zastępca ambasadora Polski na Białorusi Marek Bućko. Według niego, Łukaszenka robi co chce, a Europa wciąż mu wierzy i nie chce stosować ostrzejszych sankcji.
W piątek Alaksandr Łukaszenka oficjalnie po raz czwarty rozpocznie kadencję prezydenta Białorusi. Czy będzie ona odmienna od poprzednich? Wieloletni zastępca polskiego ambasadora w Mińsku Marek Bućko uważa, że białoruski prezydent nie zliberalizuje swojego kraju i nadal będzie grał starymi kartami.
- Wielu ludzi na wsiach nadal wierzy w propagandę Łukaszenki. Jego retoryka nie jest nowa. Teorie o spisku, amerykańskim, polskim, litewskim czy rosyjskim powtarzają się co pewien czas - powiedział Bućko odnosząc się do czwartkowych wypowiedzi białoruskiego prezydenta, który twierdzi, że Polska i Niemcy planowały na Białorusi przewrót w czasie powyborczych demonstracji w Mińsku.
"Wpuści opozycję do parlamentu, Europa będzie zachwycona"
Według Bućki, taka retoryka to tradycyjne wytłumaczenie represji, większych uprawnień służb specjalnych, zamykania ludzi w więzieniach i brutalizacji polityki wewnętrznej. - Do najbliższych wyborów Łukaszenka nie odpuści opozycji. Nie będzie chciał powtórki z wyborów prezydenckich, Opozycja nie może liczyć na miodowy miesiąc - uważa Bućko.
Jak dodaje, być może po kolejnych wyborach, które Łukaszenka wygra, wpuści kilku opozycjonistów do Parlamentu, resztę wypuści z więzień. - A Europa będzie zachwycona, że Łukaszenka liberalizuje Białoruś - przekonuje Bućko.
"Straszy i Rosję, i Unię"
Jego zdaniem, Łukaszenka popsuł także nieco stosunki z Rosją. - Padło tyle złych słów z jego strony pod adresem Putina i Miedwiediewa i vice versa, że nie będzie powrotu do takiej miłości, jaka była wcześniej. Jest duża nieufność ze strony Łukaszenki, także może być blisko do konfliktu - podkreśla Bućko.
Jak dodaje, Łukaszenka będzie próbował to wykorzystać, tak jak robił to już wielokrotnie. - Straszył Moskwę, że "zapisze się do Europy", a Unię straszył zagrożeniem rosyjskim i wchłonięciem Białorusi przez Rosję. Mówił: dajcie pieniądze, a my się zliberalizujemy - zaznacza dyplomata. Według niego, nabrał na to Europę kilka razy. - Zobaczymy teraz, jaki jest poziom naiwności, czy Europa "nastąpi na te same grabie", jak to się mówi na Białorusi - dodaje.
"Sankcje ekonomiczne to jedyny skuteczny bat"
W jego opinii, Unia powinna zastosować techniki podobne do rosyjskich - nałożyć poważne sankcje ekonomiczne, które uderzyłyby w białoruskiego prezydenta. Jak przyznaje, to jedyny skuteczny bat na Łukaszenkę, bo zakaz wjazdu białoruskich urzędników na Zachód nie wystarczy. - Rosja stosuje szantaż energetyczny i ma, co chce. Unia nie chce takich prowadzić, Białoruś więc robi co chce - mówi Bućko.
Jego zdaniem jednak, Białorusini, zwłaszcza ci z dużych miast, mają świadomość, że bez demokracji nie da się normalnie żyć. - Mamy katastrofę gospodarczą, która się pogłębia. Rośnie masowe zadłużenie, które przyszłe pokolenia będą musiały spłacać - podkreśla zaznaczając, że Białoruś ma dług w wysokości 25 miliardów euro. - To nie jest droga, którą można daleko zajść. Ale demokratyzacja kraju może jego samego [Łukaszenkę - red.] odsunąć od władzy - dodaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24