W Korei Północnej trwają wybory do parlamentu, Najwyższego Zgromadzenia Ludowego. Choć są one jak zwykle formalnością, obserwatorzy wskazują, że tym razem mogą torować drogę do procesu przekazania władzy w kraju. Mieszkańcy Korei biorą w nich udział pod przymusem
Wybory w Północnej Korei nie mają nic wspólnego z demokracją - mają za zadanie jedynie potwierdzić hierarchię w aparacie państwowym. Obywatele mają obowiązek wziąć w nich udział, a poparcie dla kandydatów, mianowanych przez organizacje partyjne na wszystkich szczeblach, sięga stu procent.
Południowokoreańscy eksperci wskazują, że mandat deputowanego nie oznacza w KRLD żadnych realnych uprawnień, ale jest często łączony z ważnymi stanowiskami w aparacie władzy.
25-letni Kim Dzong Un następcą dyktatora?
Przy okazji tegorocznej elekcji po raz pierwszy pojawiły się doniesienia, że kandydatem w wyborach jest Kim Dzong Un, jeden z synów przywódcy kraju. W lutym napisała o tym południowokoreańska agencja Yonhap. Wcześniej tamtejsze agencje donosiły, że najmłodszy z trzech synów Kim Dzong Ila został wyznaczony na jego następcę. Przy tej okazji warto przypomnieć, że proces przekazywania władzy Kim Dzong Ilowi przez jego ojca Kim Ir Sena, zajął 20 lat.
Wybory przełożone o kilka miesięcy
Spekulacje na temat sukcesji w Korei Północnej pojawiły się po doniesieniach płynących z południowokoreańskich źródeł wywiadowczych, a także zachodnich, że 67-letni obecnie Kim Dzong Il doznał w zeszłym roku wylewu krwi do mózgu.
Pięcioletnia kadencja obecnego składu parlamentu upłynęła we wrześniu zeszłego roku. Zdaniem analityków wybory odłożono właśnie ze względu na niepewną sytuację związaną ze stanem zdrowia Kim Dzong Ila.
Źródło: PAP