"Wiedzieliśmy, że ma być nawałnica". Dzieci, które przeżyły, wspominają tragedię

Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy
Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy
mchs.gov.ru
Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy mchs.gov.ru

Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, opowiadają, kto podjął decyzję o wycieczce mimo ostrzeżeń o nadciągającej burzy i jak wyglądała podróż. 18 czerwca w tym miejscu utonęło 14 nastolatków. Śledczy zatrzymali dotąd sześć osób, które najprawdopodobniej usłyszą zarzuty.

Do tragedii doszło w sobotę 18 czerwca, kiedy grupa 47 nastolatków, wraz z czterema instruktorami, wypłynęła na dwóch łodziach i tratwie na jezioro Siamoziero w Karelii, republice rosyjskiej graniczącej z Finlandią.

W czasie wycieczki zaskoczyła ich burza, a łodzie się wywróciły. Utonęło 13 dzieci w wieku 12-14 lat, a jeden nastolatek został uznany za zaginionego. Jego poszukiwania wciąż trwają.

Jedna z dziewczynek, która przeżyła tragedię (jej imię zostało zmienione), opowiadała, że decyzja o feralnej wycieczce zapadła 16 czerwca. Miał ją podjąć Wadim Winogradow, dyrektor ośrodka Park-Hotel Siamoziero, który organizował wycieczkę. - Mówił, że nikt nie może zostać na obozie, poza tymi, którzy nie mogą płynąć z uwagi na stan zdrowia - relacjonowała nastolatka.

Nieugięta dyrektorka

Z kolei cytowany przez rosyjską gazetę "Argumienty i Fakty" 13-letni chłopiec twierdzi, że z powodu doniesień o nadciągającej burzy chętnych do wycieczki na jeziorze nie było.

– Wiedzieliśmy, że ma być nawałnica. Prosiliśmy instruktorów, by zrezygnowali z podróży. Opiekunowie się zgodzili i postanowili przedyskutować sprawę z dyrektorką ośrodka (Jeleną Reszetową). Ona jednak była nieugięta. Mówiła instruktorom: albo płyniecie, albo nie zaliczymy wam praktyk – mówił chłopiec. I powtórzył to, o czym informowały wcześniej media: instruktorami na obozie byli studenci, w wieku 17 i 19 lat.

Zgodnie z planem, wycieczka miała trwać przez pięć dni. Jej uczestnicy mieli podzielić się na trzy grupy: najsilniejsi mieli płynąć na tratwie wraz ze wszystkimi rzeczami. Inni – w dwóch łodziach.

Według chłopca, w jednej łodzi nie było instruktora, dzieci płynęły w niej same.

Niesprawiedliwe oskarżenia

Nastolatek twierdzi, że dorośli starali się ich uratować, zaś oskarżenia Komitetu Śledczego, że instruktorzy myśleli tylko o sobie, są niesprawiedliwe. - Walerij utrzymywał dzieci nad wodą, a sam był w niej zanurzony - opowiadał.

Według relacji chłopca, ci, którzy przeżyli, nie wiedzieli o losie innych. Uczestnicy wycieczki na tratwie zboczyli z kursu, ale zdołali dopłynąć do wyspy. W tamtejszej grupie miał być zastępca dyrektora ośrodka wypoczynkowego i instruktor.

Tuż po tragedii, na zlecenie Komitetu Śledczego, rosyjskie służby zatrzymały dyrektorkę ośrodka Park-Hotel Siamoziero, Jelenę Reszetową, jej zastępcę Wadima Winogradowa oraz dwie instruktorki: Reginę Iwanową i Ludmiłę Wasiljewą. To pod ich opieką znajdowały się dzieci w chwili, gdy doszło do dramatu.

Dzieci, które przeżyły wycieczkę (łącznie 33 osoby), zostały przetransportowane samolotem do Moskwy. Ośrodek wypoczynkowy Park-Hotel Siamoziero został zamknięty.

Autor: tas\mtom / Źródło: aif.ru, life.ru

Źródło zdjęcia głównego: PAP / EPA