Wtorkowa debata pomiędzy Barackiem Obamą a Mittem Romneyem w niczym nie przypominała wcześniejszego starcia w Denver. Między kandydatami dochodziło do ostrych starć. Romney atakował rywala, ale Obama nie pozostawał mu dłużny. Zdaniem wielu ekspertów prezydent zatarł złe wrażenie po poprzednim pojedynku i pokazał, że potrafi być silnym przywódcą.
Druga debata telewizyjna między Obamą a Romneyem rozpoczęła się od ostrej wymiany zdań nt. zatrudnienia i polityki energetycznej. Romney zapewniał, że wie, co trzeba robić, żeby tworzyć miejsca pracy. - Mamy dziś mniej zatrudnionych niż mieliśmy, kiedy prezydent obejmował urząd - powiedział. Obama zapowiedział m.in. zachęty podatkowe dla firm, inwestujących w USA. Zarzucił Romneyowi faworyzowanie bogatych. Mówił też, że Romney chciał doprowadzić amerykański przemysł motoryzacyjny do bankructwa, a on, Obama, ten przemysł uratował.
Benzyna tematem Amerykanów
Do pierwszego gwałtownego starcia doszło po pytaniu o powody wysokich cen benzyny. Romney zarzucił Obamie, że hamuje uniezależnienie się USA od eksportu ropy naftowej, przez ograniczanie jej wydobycia w kraju ze względu na ochronę środowiska.
Prezydent replikował, że produkcja krajowej ropy znacznie wzrosła za jego rządów, ale zaznaczył, że popiera też alternatywne źródła energii, rozwijane m.in. przez Niemcy i Chiny. - Plan gubernatora Romneya polega na tym, by to koncerny naftowe dyktowały politykę energetyczną - powiedział. Romney odciął się, przypominając, że Obama zakazał m.in. budowy ropociągu Keystone z Kanady do Zatoki Meksykańskiej. Obiecał też, że będzie wspierał tradycyjną energetykę opartą na węglu. Prezydent wypomniał mu wtedy, że jako gubernator Massachusetts popierał zamykanie kopalni węgla jako ekonomiczną konieczność. Kiedy Romney wrócił do oskarżenia, że administracja hamuje produkcję krajowej ropy, Obama odparł: "To nieprawda". - To jest prawda - ripostował kandydat GOP. W czasie jego wywodów Obama wstał z miejsca i przerwał mu. - Jeszcze nie skończyłem - ostro odparował Romney.
"Droga do Grecji" i "mijanie się z prawdą"
W części debaty poświęconej długowi publicznemu Romney zarzucił Obamie, że prowadzi kraj "na drogę do Grecji". - Polityka prezydenta nie działa. Dławi klasę średnią i drobny biznes. Powiedział, że zmniejszy deficyt, a tylko go podwoił. Gospodarka wzrasta coraz wolniej, coraz więcej ludzi żyje z kartek na żywność - mówił Romney. Obama odrzucał koncepcje ekonomiczne Romneya, twierdząc, że byłyby szkodliwe dla klasy średniej. Mówił też, że kandydat republikanów zajmuje dziś inne niż kiedyś stanowisko w kwestiach polityki energetycznej, np., że krytykował kiedyś wydobycie węgla, a teraz je popiera. Co najmniej dwukrotnie zarzucił Romneyowi mijanie się z prawdą.
Romney krytykował politykę gospodarczą Obamy, obciążył go winą za wysokie ceny benzyny, zapowiadał, że rosnący deficyt budżetowy pod rządami obecniej administracji doprowadzi do znacznej podwyżki podatków. Przekonywał jednocześnie, że obniżając wszystkie progi podatkowe o 20 procent, sprawi, że dojdzie do ożywienia koniunktury. - Tymczasem wydatki rządowe i zaciąganie pożyczek przez prezydenta wymuszą podniesienie podatków - ciągnął. Obama ripostował, że propozycje jego oponenta będą kosztować budżet pięć bilionów dolarów zmniejszonych dochodów. Romney upierał się, że wzrost gospodarki zapewni także większe dochody fiskusowi. - Ta arytmetyka się nie zgadza - replikował prezydent. - Nieprawda, zgadza się. Jako gubernator i organizator olimpiady w Salt Lake City równoważyłem budżet - protestował Romney.
Te "złe" Chiny?
Podczas debaty Romney kilkakrotnie wracał do krytyki Chin za sztuczne zaniżanie kursu swej waluty, naruszanie praw autorskich i wznoszenie barier handlowych wbrew porozumieniom międzynarodowym. - Chiny od lat nas oszukują. Jeśli zostanę prezydentem, zastosuję wobec nich posunięcia odwetowe - powiedział. Obama ripostował, że firma Bain Capital, którą Romney kierował w latach 90-tych, sama inwestowała w Chinach, i to w technologie wspomagające represje przeciw opozycji. Kandydat GOP protestował, że nie ma już z Bain Capital nic wspólnego. Prezydent przypomniał też, że broni prawa kobiet do aborcji, podczas gdy program republikanów zmierza do jej zakazu z wyjątkiem przypadków, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa, albo zagraża życiu kobiety.
Według sondaży większość kobiet popiera w wyborach Obamę, chociaż poparcie dla niego spadło po pierwszej debacie, podobnie jak w innych grupach elektoratu.
Komentarze: Obama ostrzejszy
"Podczas wtorkowej debaty prezydent Barack Obama przystąpił do ataku na Mitta Romneya. Od początku był agresywny" - odnotowuje Associated Press. Reuters podkreśla, że Obama był "znacznie ostrzejszy i energiczniejszy" niż podczas pierwszej debaty. Twardo odpowiadał na wszystkie zarzuty swego oponenta i często wytykał mu, że jego wypowiedzi w debacie nie zgadzają się z tym, co mówił i robił poprzednio. AP dodaje, że obaj często sobie przerywali i mówili jeden przez drugiego, do tego stopnia, że żadnego nie można było zrozumieć.
Także agencja dpa odnotowuje "werbalną wymianę ciosów" podczas debaty w Hempstead. Zwraca uwagę, że prezydent zarzucał swemu republikańskiemu rywalowi przeinaczanie faktów, m.in. w kwestiach polityki energetycznej i socjalnej, a także składanie wyborcom obietnic podatkowych, których nie można dotrzymać. Z kolei Romney zarzucał prezydentowi, że w ciągu czterech lat w Białym Domu złamał wiele obietnic.
W pierwszych komentarzach obserwatorzy debaty w USA oceniają, że Obama wypadł bardzo dobrze, wykazał stanowczość silnego przywódcy i zatarł złe wrażenie, jakie pozostawił jego występ w debacie w Denver.
Sondaż CNN: wygrał Obama
Według sondażu przeprowadzonego przez telewizję CNN drugą debatę telewizyjną wygrał prezydent Barack Obama, pokonując swego republikańskiego rywala Mitta Romneya. Zwycięstwo Obamy uznało 46 proc. uczestników sondażu, 39 proc. było zdania, że lepszy okazał się Romney. Konserwatywne media, na przykład telewizja Fox News, wyrażają jednak opinię, że prezydent co najwyżej zremisował.
Autor: jk//kdj,mtom/k / Źródło: PAP