Żołnierze, którzy uciekli z rządowej armii syryjskiej, coraz śmielej walczą ze swoimi byłymi towarzyszami. - W najnowszym ataku zabili 27 członków sił reżimu - poinformowała syryjska organizacja Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie.
Według tego źródła walki wybuchły o świcie w dwóch miejscach w mieście Dara w południowo-zachodniej prowincji o tej samej nazwie, oraz w punkcie kontrolnym leżącym 25 km poza miastem. Zabita została 15-osobowa załoga posterunku.
Narastający bunt
W Syrii dziewiąty miesiąc trwają protesty antyrządowe, które przybrały formę oporu zbrojnego przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada. Protesty, które rozpoczęły się w marcu, są krwawo tłumione przez siły rządowe. Przeciwko nim walczą zbuntowani żołnierze, którzy w ostatnich tygodniach nasilili ataki na cele wojskowe.
Według szacunków ONZ, ogłoszonych w poniedziałek, ofiarami tłumienia protestów padło prawdopodobnie co najmniej pięć tysięcy osób. Syryjskie władze twierdzą natomiast, że zbrojne gangi "terrorystyczne" zabiły już 1,1 tysiąca policjantów i żołnierzy.
Drastyczne metody
Organizacja obrony praw człowieka Human Rights Watch ogłosiła w czwartek raport, z którego wynika, że to dowódcy wojskowi zezwalali lub wydawali bezpośrednie rozkazy zabijania, torturowania i aresztowania ludzi podczas fali antyrządowych protestów.
Raport oparty na 60 wywiadach z dezerterami z armii i służb specjalnych mówi, że na przeważnie pokojowe manifestacje wyżsi dowódcy reagowali rozkazami powstrzymania protestów z użyciem "wszelkich koniecznych środków". Ich podwładni rozumieli to jako zgodę na zabijanie zwłaszcza, że nie otrzymywali innych środków do rozpraszania tłumu prócz broni palnej i ostrej amunicji.
Połowa z rozmówców HRW mówiła o wydanych wprost rozkazach strzelania do protestujących. Raport wymienia z nazwiska 74 dowódców i przedstawicieli władz, którzy według tych ustaleń mają związek z użyciem przemocy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: YouTube