Dziewięciu uchodźców z Korei Północnej, którzy po ucieczce mieli zostać odesłani do kraju z Laosu przez tamtejsze władze, w rzeczywistości decyzję o powrocie podjęli sami. "Pomóc" im w tym jednakże mieli północnokoreańscy agenci używając "przymusu i gróźb" - donosi południowokoreański dziennik "Chosun Ilbo".
Kim Sung-min, działacz z "Free North Korea Radio" powołując się na źródła w Korei Północnej przekazał, że pięciu północnokoreańskich agentów spotykało się z młodymi uchodźcami od 20 do 27 maja w areszcie imigracyjnym w Laosie i intensywnie przekonywało ich, by wrócili do kraju. Jak donosi dziennik, agenci mieli "wykorzystać niedoświadczenie młodych uchodźców", którzy najprawdopodobniej są sierotami w wieku od 15 do 23 lat.
"Pomocni" agenci
Agenci mieli używać "gróźb i obietnic" by przekonać koreańczyków, mówiąc im, że nie nigdy nie dotrą do Korei Południowej, a na Północy będą mieli możliwość studiowania. - Młodzi uchodźcy byli namawiani podczas rozmów w cztery oczy z agentami. Gdy jeden z nich zaczął się wahać, inni też postanowili wrócić - powiedział Kim. - Dzieci rozpoczęły wtedy swojego rodzaju konkurs lojalności między sobą, ponieważ bały się, co ich będzie czekać jeśli nie pokażą swojego wsparcia dla reżimu. 27 maja powiedziały laotańskim władzom, że chcą wrócić z własnej woli, następnie ich deportowano.
Autor: nsz/tr / Źródło: Chosun Ilbo