Obrońcy praw człowieka i ONZ są zaniepokojeni losem dziewięciorga Koreańczyków z Północy, którzy uciekając z kraju Kim Dzong Una dotarli aż do Laosu, lecz ostatecznie zostali odesłani do domu. Całej dziewiątce grozi śmierć.
Dziewiątka Koreańczyków, prawdopodobnie sieroty, została zatrzymana 10 maja w laotańskim mieście Oudomxay. Zmierzali do stolicy Laosu, Vientiane, gdzie zamierzali prosić o azyl w ambasadzie Korei Południowej.
To właśnie nagranie z Oudomxay, z terminalu autobusowego, przekazał dziennikarzom południowokoreański działacz pozarządowy Park Sun Jung zajmujący się uchodźcami z Północy. Park twierdzi, że nagrane wideo dostał od południowokoreańskich misjonarzy, którzy pomagali dziewiątce uciekinierów.
Po zatrzymaniu młodych ludzi, rząd Laosu powiadomił o tym fakcie Seul, ale, jak mówi Park, ten nie zareagował. Wtedy, 17 maja, o wszystkim Laotańczycy powiadomili Koreę Północną. Z Pjongjangu przylecieli północnokoreańscy oficjele, by przesłuchać uciekinierów, a przy okazji zrobić im zdjęcia. Do tego spotkania doszło 20 i 23 maja, mówi Park.
Chiny nie mają sobie nic do zarzucenia
Potem cała dziewiątka została wydalona do Chin. Stamtąd trafili do ojczyzny. Jak tłumaczy chińskie MSZ, wszyscy mieli ważne dokumenty i wizy, a Pjongjang wcale nie żądał ich wydalenia (prawo międzynarodowe zakazuje wydalenia do kraju, w których życie i wolność uciekinierów jest zagrożone). W piątek Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) wyraził zaniepokojenie chińskim działaniem.
Pekin odpowiedział, że ma nadzieję, iż UNHCR nie będzie czyniło "niedopowiedzialnych uwag na bazie niezweryfikowanych informacji".
Park Sun Jung, publikując nagranie z uciekinierami, ma nadzieję, że nie spotka ich w ojczyźnie najwyższa kara przewidziana dla uciekinierów, czyli śmierć. ONZ chce, by Pjongjang umożliwił spotkanie z całą dziewiątką.
Autor: mtom/k / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters