Lider Hezbollahu Hassan Nasrallah powiedział w niedzielę w czasie szyickiego święta Aszura, że gdyby Izrael zaatakował Liban tak jak Strefę Gazy to "nie poradziłby sobie z tysiącami rakiet wystrzelonych w jego stronę" w odwecie.
- Nasz atak sprawiłyby, że atak Hamasu ze Strefy Gazy zostałby uznany za bardzo mały, a przecież ten zachwiał Izraelem - powiedział Nasrallah, podnosząc po raz kolejny napięcie między krajami.
W zeszłym miesiącu Liban wysłał nad terytorium Izraela drona w odpowiedzi na groźby Tel Awiwu pod adresem Iranu, gdy ten stwierdził, że zaatakuje elektrownie atomowe swojego sąsiada.
"Deszcz rakiet"
Iran zapewniający Hezbollahowi zaplecze militarne od czasu I wojny libańskiej w latach 80-tych jest jego głównym sprzymierzeńcem w regionie.
Nasrallah stwierdził kilka dni po zakończeniu walk Izraela ze Strefą Gazy, że w przypadku ataku "syjonistów" na Liban jego odpowiedź byłaby natychmiastowa. - Na Tel Awiw i inne miasta spadłby deszcz tysięcy naszych rakiet - powiedział do tysięcy ludzi zebranych na głównym placu stolicy państwa, Bejrutu.
Duchowy przywódca ruchu dodał, że rakiety wykorzystywane przez Palestyńczyków miały zasięg od 40 do 70 km, a tymczasem "Liban mógłby trafić w każde miejsce w Izraelu, od jego północnej granicy aż po południowy port Eljat nad Morzem Czerwonym".
Tel Awiw i Bejrut po raz ostatni były w konflikcie w 2006 r. Wtedy w czasie II wojny libańskiej, jak nazywają ją Izraelczycy (dla Libańczyków to wojna lipcowa) w ciągu 34 dni po obu stronach konfliktu zginęło ok. 10 tys. osób, w większości cywilów.
Wojnę zakończył dopiero proces negocjacyjny wysłanników ONZ-u, ale jeszcze dwa miesiące po wstrzymaniu ognia Izrael utrzymywał morską blokadę Libanu.
Autor: adso/tr / Źródło: Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA