- Tureckie wojsko ostrzelało Syrię za pomocą swoich najnowocześniejszych haubic samobieżnych T-155 Fritina (tr. - burza) - pisze turecka gazeta "Hurriyet". Wojsko miało wybrać do odwetu jedne z swoich najcięższych dział, bowiem stwierdzono, że na miasto Akcakale nie spadły granaty moździeżowe, ale pociski artyleryjskie.
Do odwetowego ostrzału artyleryjskiego doszło w nocy ze środy na czwartek. Nawała była odpowiedzią na śmierć pięcioro tureckich cywili, zabitych w środę w mieście Akcakale przez pociski wystrzelone z terenu Syrii.
Co spadło na miasto?
Jak twierdzą tureckie media, tamtejsze władze zastanawiały się w nocy jaką formę odwetu wybrać. Ostatecznie zdecydowano się na największy kaliber, który można było w krótkim terminie wprowadzić do akcji, czyli baterię ciężkich haubic samobieżnych T-155 Firitna.
Według "Hurriyet" zdecydowano się na ciężkie rozwiązanie, bowiem wojsko miało ustalić, iż na Akcakale w cale nie spadły relatywnie małe granaty moździeżowe, ale pociski artyleryjskie kalibru około 130 milimetrów. Oznaczałoby to, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem ostrzału dokonała syryjska armia, ponieważ rebelianci nie dysponują tak ciężką bronią. Natomiast siły rządowe często wykorzystują do ostrzału pozycji opozycji między innymi haubice samobieżne Goździk kalibru 122 milimetrów. Kaliber 130 mm mają natomiast klasyczne działa artyleryjskie radzieckiej produkcji M-46, których Syria ma kilkaset.
Rebelianci artylerii natomiast nie posiadają. Jedynym ich uzbrojeniem z tej kategorii są okazjonalnie zdobyte na wojsku moździeże kalibru od 80 do 120 milimetrów. Nie jest jednak wykluczone, że na cele ewentualnej prowokacji zdobyli na jakiś czas dostęp do "normalnych" dział wojska. Byłoby to jednak zadanie karkołomne.
Odpowiedź za radarem
Tureckie media twierdzą, powołując się na przecieki z wojska, że radary artyleryjskie rozstawione w pobliżu granicy zarejestrowały tor lotu pocisków nadlatujących ze strony syryjskiej. Dzięki temu dokładnie ustalono skąd je wystrzelono, co jest obecnie standardową procedurą.
Między innymi na te zlokalizowane przez radary stanowiska w okolicy miasta Tel Abjad, około 10 kilometrów od granicy, miał spaść ogień z haubic T-155 Fritina. Nie wiadomo ile pocisków wystrzelili Turcy, ale jak twierdzi syryjska opozycja, zginęło od nich "kilku" żołnierzy.
Pociski wystrzeliwane z haubic T-155 mają kaliber 155 milimetrów i mogą dolecieć maksymalnie na 40 kilometrów. Jest to najnowocześniejsze uzbrojenie artyleryjskie tureckiej armii. "Burze" są wersją południowokoreańskich K-9 "Grzmot", na które licencję nabyto za miliard dolarów. Pierwsze trafiły do tureckiej armii w 2004 roku. Docelowo ma być ich około 350.
Wsparcie z zaplecza
Fakt umieszczenia w rejonach zapalnych przy syryjskiej granicy najnowocześniejszych dalekonośnych dział, świadczy o tym, że Turcja zawczasu zabezpieczyła się na wypadek wszelkich "incydentów". W rejonie miasta Tel Abjad walki trwają już od wielu miesięcy i nieodległe tureckie miasto Akcakale od dawna żyje w strachu.
Turcja już wielokrotnie dawała do zrozumienia, że będzie zdecydowanie reagować na wszelkie "prowokacje", do czego świetnie się nadają T-155, zdolne z dużą celnością razić cele odległe wiele kilometrów od granicy. Gdyby Ankara chciała przeprowadzić też jakąś ograniczoną interwencję, "Burze" też przydałyby się do wsparcia oddziałów wkraczających do Syrii.
Autor: mk//kdj / Źródło: hurriyetdailynews.com, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Turkish Armed Forces