Śmierć Brytyjczyka za każde 15 afgańskich głosów

 
Ofensywa w prowincji Helmand - sukces, czy klęska?army.mod.uk

Co najmniej 10 zabitych i 150 rannych żołnierzy kosztowała Brytyjczyków ochrona wyborów w afgańskiej prowincji Helmand. Jednak na 80 tysięcy potencjalnych wyborców w wyborach prezydenckich zagłosowało tylko... 150 osób - wynika ze wstępnych przeliczeń. Czy cena nie była zbyt wysoka? - pytają brytyjskie media.

W tym kontekście groteskowo brzmią słowa brytyjskiego sekretarza obrony Boba Ainswortha, który w dniu wyborów powiedział: Operacja Panther's Claw była ciężką walką, ale dzięki niej wyrwano prawie 80 tys. Afgańczyków spod tyranii talibów i zapewniono im możliwość wzięcia udziału w wyborach.

Teraz ostrze krytyki obróciło się przeciwko niemu, a rodziny zabitych żołnierzy także nie kryły rozgoryczenia niską frekwencją. - Usłyszenie czegoś takiego sprawia, że drętwiejesz. To mnie przeraża - powiedziała Hazel Hunt, matka 21-letniego Richadra, zabitego przez podłożoną przez talibów bombę.

Nieosiągnięty cel

- Jeśli frekwencja rzeczywiście była tak spektakularnie niska, jak sugerowano, to jasne, że jeden z celów [operacji Panther's Claw - red.] nie został osiągnięty - skomentował sprawę rzecznik opozycyjnej partii liberalnych demokratów Nick Harvey.

Przeciwko słowom krytyki wystąpiło brytyjskie Foreign Office (odpowiednik polskiego MSZ). Jego rzecznik powiedział, że nie powinno się spekulować na temat frekwencji przed podliczeniem wszystkich głosów.

Źródło: Daily Mail, altair.com.pl

Źródło zdjęcia głównego: army.mod.uk