Wznowiono dochodzenie w sprawie policjantów, którzy użyli paralizatorów przyczyniając się do śmierci imigranta z Polski Roberta Dziekańskiego. Decyzję o wznowieniu dochodzenia podjął w piątek prokurator generalny Kolumbii Brytyjskiej Mike de Jong tuż po publikacji raportu emerytowanego sędziego Thomasa Braidwooda. Komisja pracująca pod kierownictwem sędziego uznała, że użycie paralizatora było nieuzasadnione.
Wcześniejsze dochodzenie w sprawie działań funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (Royal Canadian Mounted Police) zostało umorzone w 2008 roku. Podczas konferencji prasowej w piątek sędzia Braidwood uchylał się od odpowiedzi na pytania, czy uważa wznowienie śledztwa za uzasadnione. Jednak niedługo po prezentacji raportu (który rząd Kolumbii Brytyjskiej zna od miesiąca) de Jong poinformował o ponownym otwarciu dochodzenia. De Jong powiedział telewizji CBC, że decyzja zapadła w związku z bardzo istotnymi ustaleniami raportu.
Jak podały kanadyjskie media, nie jest jeszcze znane nazwisko prokuratora, który będzie prowadził dochodzenie.
Polak był spokojny
Raport dotyczący tragicznych wydarzeń z 14 października 2007 r. został sporządzony dla rządu prowincji Kolumbia Brytyjska.
Komisja sędziego Braidwooda opisała w nim okoliczności śmierci polskiego imigranta i oceniła właściwość postępowania czterech policjantów z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej.
Na konferencji prasowej - transmitowanej przez telewizję CBC - Braidwood powiedział, że z dochodzenia wynika, iż kiedy policjanci podchodzili do Dziekańskiego, Polak (który chwilę wcześniej zniszczył komputer i krzesło) stał spokojnie, z rękami opuszczonymi i nie zamierzał nikogo atakować.
Zmowy policjantów nie było
Początkowo - według oceny z raportu - policjanci zachowywali się właściwie, jednak najstarszy z nich stopniem zmienił nagle postępowanie.
Braidwood podkreślił, że gdyby policjanci nie mieli paralizatora, zastosowaliby inne środki znane im ze szkoleń. Jego zdaniem, wydarzenia z Vancouver można określić jako "haniebne zachowanie się kilku funkcjonariuszy".
Odnosząc się do zeznań policjantów, sędzia powiedział, że świadomie zniekształcali swoje relacje z wydarzeń na lotnisku, próbując racjonalizować swoje zachowania. Braidwood dodał jednak, że policjanci nie zmawiali się, by stworzyć swoją wersję wypadków.
W swoim raporcie sędzia starał się wyjaśnić okoliczności i przyczyny śmierci Dziekańskiego. Zastrzegł, że nie wiadomo, co działo się aż przez pięć godzin po jego wyjściu z samolotu.
Według sędziego, nie wiadomo dokładnie, co spowodowało śmierć Polaka, jednak w jego opinii użycie paralizatora doprowadziło do wzrostu ciśnienia krwi i przyspieszenia pracy serca, a pięciokrotne użycie tej broni odegrało olbrzymią rolę w śmierci zmęczonego i zdenerwowanego Polaka.
"Zostawcie mnie... Czy wyście zwariowali?"
Całe zajście, sfilmowane przez jednego z pasażerów (nagranie sędzia określił jako nieocenione dla swojego dochodzenia), trwało zaledwie 75 sekund. Tuż przed śmiercią Dziekański powiedział: "Zostawcie mnie... Czy wyście zwariowali?".
Na konferencji prasowej obecna była matka Dziekańskiego, Zofia Cisowska. Braidwood zwrócił się do niej, wyrażając nadzieję, że raport jest dla niej choćby niewielkim zadośćuczynieniem.
Cisowska podziękowała za raport.
W oświadczeniu polska ambasada w Ottawie stwierdziła, że wita z zadowoleniem raport komisji Braidwooda. - Uważamy, że rezultaty pracy komisji powinny mieć ciąg dalszy. Uważamy, że sąd karny prowincji Kolumbia Brytyjska powinien na nowo ocenić swoją decyzję z 12 grudnia 2008 roku i wznowić postępowanie karne lub też do sprawy powinien zostać oddelegowany specjalny prokurator - oświadczono przed wznowieniem śledztwa.
Ambasada powtórzyła też, że prokuratura w Gliwicach jest gotowa do współpracy w dochodzeniu, istnieje też możliwość współpracy na podstawie umowy między Polską a Kanadą w sprawie pomocy prawnej w sprawach karnych. W oświadczeniu ambasada podziękowała Kanadyjczykom za zainteresowanie i wsparcie.
Wypłacili odszkodowanie
W kwietniu tego roku policja przeprosiła publicznie matkę Dziekańskiego za spowodowanie użyciem paralizatora śmierci jej syna. Policja zdecydowała się też na wypłatę odszkodowania.
W grudniu ub. roku niezależna komisja przedstawiła raport w sprawie działania czterech policjantów, w którym stwierdzono, że użycie paralizatora wobec Dziekańskiego było "przedwczesne i nieadekwatne".
14 października 2007 r. Robert Dziekański zmarł na lotnisku w Vancouver, kiedy funkcjonariusze policji użyli paralizatora, żeby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania, które jeden ze świadków wydarzenia zarejestrował telefonem komórkowym, Dziekański zachowywał się dość gwałtownie po długim locie i dziesięciogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nikt go nie skierował do właściwej dalszej części lotniska, jednak w niczym nie zagrażał policjantom.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24