Przed Zamoskworieckim Sądem Rejonowym w Moskwie rozpoczął się w czwartek proces 12 spośród 27 oskarżonych o udział w masowych rozruchach na moskiewskim placu Bołotnym 6 maja 2012 roku, w przededniu inauguracji prezydenta Rosji Władimira Putina.
Postępowanie toczyć się będzie w gmachu Moskiewskiego Sądu Miejskiego, gdyż w sądzie niższej instancji nie ma sali, która mogłaby pomieścić tylu podsądnych i ich adwokatów. Siergieja Kriwowa, Andrieja Barabanowa, Stiepana Zimina, Denisa Łuckiewicza, Jarosława Biełousowa, Artioma Sawiełowa, Aleksieja Polichowicza i Aleksandrę Duchaninę oskarżono o udział w masowych rozruchach i użycie siły przeciwko policjantom. Władimirowi Akimienkowowi, Nikołajowi Kawkazkiemu i Leonidowi Kowjazinowi przedstawiono zarzut uczestnictwa w masowych rozruchach, a Marii Baronowej - wzywania do niepodporządkowywania się poleceniom policji. Dziesięciu oskarżonych, których Zamoskworiecki Sąd Rejonowy wcześniej nakazał aresztować, w sali sądu zamknięto w szklanych klatkach. Duchanina i Baronowa, wobec których sąd ten zastosował środek zapobiegawczy w postaci aresztu domowego i zobowiązania do nieopuszczania Moskwy, siedzą na ławie razem ze swoimi obrońcami. Podsądni nie przyznają się do winy; grozi im do ośmiu lat łagru. Śledztwo przeciwko pozostałym 15 oskarżonym wciąż trwa.
Czwartkowe posiedzenie sądu miało charakter proceduralny. Odbyło się bez udziału publiczności, obserwatorów i mediów. Na razie wiadomo tylko, że prokuratura wystąpiła o przedłużenie o sześć miesięcy środków zapobiegawczych w stosunku do wszystkich oskarżonych.
Na dzień przed zaprzysiężeniem
6 maja 2012 roku, w przeddzień zaprzysiężenia Putina, na placu Bołotnym naprzeciwko Kremla doszło do starć sił specjalnych policji OMON z opozycjonistami, którzy żądali jego odejścia, a także przeprowadzenia w Rosji uczciwych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. W manifestacji wzięło udział około 15 tys. ludzi. Ponad 450 osób zostało zatrzymanych, po obu stronach byli ranni. Straty materialne władze Moskwy oceniły na 28 mln rubli (ok. 887 tys. dolarów). Według Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej obrażeń doznało 82 policjantów. W stan oskarżenia w sprawie zajść postawiono 30 osób. Jeden z oskarżonych, Maksim Łuzianin, w listopadzie zeszłego roku został już skazany na 4,5 roku pozbawienia wolności. W przypadku innego uczestnika rozruchów, którego uznano za niepoczytalnego, prokuratura wystąpiła do sądu o skierowanie na przymusowe leczenie psychiatryczne. Jeden z organizatorów ubiegłorocznej demonstracji, Konstantin Lebiediew, w kwietniu został już skazany na 2,5 roku łagru. Lebiediew, bliski współpracownik koordynatora radykalnego Frontu Lewicy Siergieja Udalcowa, odpowiadał w trybie specjalnym, gdyż przyznał się do winy i podjął współpracę z prokuraturą. Zastosowany w stosunku do Lebiediewa tryb specjalny zakłada, że sąd nie bada dowodów i nie przesłuchuje świadków. Ponadto proces toczył się z częściowym wyłączeniem jawności. Bez udziału publiczności, obserwatorów i mediów sąd m.in. wysłuchał zeznań oskarżonego i zapoznał się z warunkami jego porozumienia z prokuraturą. Tryb specjalny przewiduje też łagodniejszy wyrok - najwyżej dwie trzecie kary maksymalnej, która w wypadku zarzutów wobec Lebiediewa wynosiła 10 lat pozbawienia wolności. Oskarżonymi o zorganizowanie zamieszek są też sam Udalcow, inny jego bliski współpracownik Leonid Razwozżajew oraz deputowany do parlamentu Gruzji Giwi Targamadze, któremu Komitet Śledczy zarzuca dodatkowo finansowanie zajść. Razwozżajew czeka na rozprawę w areszcie, a Udalcow - w areszcie domowym. Za Targamadzem Prokuratura Generalna FR wysłała międzynarodowy list gończy. Trójka ta również nie przyznaje się do winy.
"Absolutnie niedopuszczalne"
Putin, pytany o ten proces, oświadczył, że nie uważa, iż uczestników akcji protestacyjnych należy wsadzać do więzienia. Uznał zarazem za "absolutnie niedopuszczalne" rękoczyny wobec funkcjonariuszy organów ochrony prawa. Powołał się przy tym na praktykę prawną USA. Rosyjscy opozycjoniści, obrońcy praw człowieka i aktywiści niezależnych od Kremla organizacji pozarządowych uważają "sprawę bołotną" za polityczną, a starcia policji z demonstrantami - za sprowokowane działaniami władz. Ich zdaniem celem rozpoczętego w czwartek procesu jest zastraszenie przeciwników polityki Putina. Niektórzy porównują sąd na opozycjonistami z placu Bołotnego do pokazowych procesów politycznych z czasów Józefa Stalina.
Autor: bgr / Źródło: PAP