Ignorowanie zasad bezpieczeństwa i naruszanie ścisłej tajemnicy kodów umożliwiających odpalenie rakiet balistycznych - amerykańskie wojsko ma problem z "rozkładem" dyscypliny wśród żołnierzy kontrolujących arsenał rakiet międzykontynentalnych. 17 z nich wysłano na natychmiastowe dodatkowe szkolenia.
Wyjątkowo niepokojąca sytuacja w jednostkach odpowiadających za utrzymywanie w gotowości amerykańskich rakiet Minuteman III wyszła na jaw po tym, jak CNN i agencja AP zdobyły wewnętrzny e-mail rozesłany przez zastępcę dowódcy 91 Skrzydła Rakietowego z bazy Minot. To tam USA utrzymują jedną trzecią swoich rakiet balistycznych z głowicami termojądrowymi.
"Rozkład" w ważnej jednostce
W swojej wiadomości pułkownik Jay Folds nie zostawia suchej nitki na podległych mu oficerach nadzorujących łącznie 150 Minutemanów III, które teoretycznie w każdej chwili mogą zostać odpalone na rozkaz najwyższych władz USA. Żołnierze mieli między innymi zawalić szkolenie w marcu (jedno z zadań mieli ledwo zaliczyć, otrzymując "trójkę") i w ciągu ostatnich lat ogólnie wykazywać brak zaangażowania w swoją niezwykle odpowiedzialną pracę.
- Czy zdajecie sobie sprawę, że my, jako jednostka operacyjna, upadliśmy? Nadszedł czas, aby się otrząsnąć i podnieść z kolan - napisał Folds w emailu, który CNN określa jako "bardzo emocjonalny". - Odkryliśmy wielki rozkład w załogach pełniących dyżury alarmowe - dodał i wymienił przypadki szeregu zaniedbań, w tym naruszania zasad bezpieczeństwa dotyczących rakiet z głowicami stojących w gotowości w silosach.
Podczas inspekcji okazało się też, że jeden z oficerów prawdopodobnie naruszył teoretycznie absolutnie ścisłą tajemnicę dotyczącą kodów startowych rakiet. Bez nich nikt nie zdoła odpalić rakiet. Zestaw kodów leży zabezpieczony w sejfach w podziemnych stanowiskach kontrolnych przy silosach. Teoretycznie otwiera się je tylko na rozkaz najwyższych władz lub podczas ćwiczeń.
Upadek dyscypliny
Pułkownik Folds oznajmił, że odbiera 17 oficerom prawo do pełnienia dyżurów alarmowych i do odpalania rakiet. Wszyscy zostaną skierowani na dodatkowe nadzwyczajne szkolenia trwające od dwóch do trzech miesięcy. Ma ono "przypomnieć im jak powinni wykonywać swoją pracę". Dowódca wezwał też, aby wszyscy natychmiast "miażdżyli tych, którzy naruszają zasady".
Na zakończenie nakazał też między innymi: "Wyłączcie telewizory. Doprowadźcie do porządku swoje odznaki, mundury i fryzury. Raportujcie natychmiast każdy przypadek niesubordynacji". - Prawda jest taka, że jesteśmy w stanie kryzysu - podsumował Folds.
Rzecznik amerykańskiego lotnictwa wojskowego (USAF), które kontroluje lądową i powietrzną część arsenału jądrowego USA, przyznał, że wszystko o czym donoszą media jest prawdą. Zaznaczył przy tym, że pułkownik Folds ma pełne poparcie najwyższego dowództwa. Decyzja o odesłaniu 17 oficerów na dodatkowe szkolenia ma być "wyjątkowa". Wcześniej przytrafiało się to najwyżej kilku.
Skutki zepchnięcia na boczny tor
Niskie morale i "rozkład" w jednostce odpowiedzialnej za teoretycznie jeden z filarów mocarstwowości oraz bezpieczeństwa USA nie jest zaskoczeniem dla obserwatorów amerykańskiego wojska. Po zakończeniu Zimnej Wojny broń jądrowa została zepchnięta na margines i na przestrzeni kilku lat z jednego z najważniejszych elementów sił zbrojnych, stała się reliktem. Przynajmniej w percepcji polityków.
Brakuje pieniędzy na zastąpienie starusieńkich Minuteman III, które trafiły do służby na przełomie lat 60-tych i 70-tych, nowymi rakietami. Skierowanie do służby w bazach rakietowych równa się zamrożeniu kariery, lub w najlepszym wypadku jej znacznym zwolnieniem w porównaniu do tych, którzy służą jako piloci. Nieuchronnie prowadzi to do poczucia beznadziei i spadku morale.
Autor: mk / Źródło: CNN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF