Roman Polański przerywa milczenie i po raz pierwszy wypowiada się publicznie, od czasu zatrzymania na szwajcarskim lotnisku. Reżyser w liście otwartym napisał, że jest "zaskoczony liczbą dowodów sympatii i poparcia", jakie wciąż otrzymuje.
List Polańskiego otrzymała w niedzielę agencja AFP od jego przyjaciela francuskiego filozofa, pisarza i reżysera Bernarda-Henri Levy'ego.
"Sam jestem poruszony liczbą dowodów sympatii i poparcia, jakie otrzymałem w wiezieniu w Winterthur i które nadal napływają i tu, do Gstaad, gdzie spędzam święta z moją żoną i dziećmi" - napisał reżyser do przyjaciela.
Wsparcie z całego świata
Polański podkreślił, że wyrazy sympatii przychodzą z "całego świata". Dodał, że co rano w celi, otrzymując je, słyszał "gwar głosów ludzkich i solidarności". "Każde ich słowo w najczarniejszych dla mnie momentach, jak i jest teraz, w obecnej sytuacji, niosło i niesie pociechę i daje nadzieję" - możemy przeczytać.
Reżyser wyjaśniając, że chciałby "wszystkim odpowiedzieć", co jednak, jak ocenił, nie jest możliwe, ponieważ jest ich tak dużo, Polański upoważnił swojego przyjaciela do "rozpowszechnienia tych kilku linijek".
Zatrzymany po latach
Polański został zatrzymany 26 września na lotnisku w Zurychu na podstawie wydanego w 2005 roku międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca mu, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey.
Od początku grudnia przebywa w areszcie domowym w swojej willi w szwajcarskim Gstaad. Czeka tam na decyzję o ekstradycji amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24