Rodziny chińskich pasażerów zaginionego boeinga zebrały się przed ambasadą Malezji w Pekinie, by zaprotestować przeciwko - ich zdaniem - nieudolnym działaniom władz tego kraju i niesprawnej akcji poszukiwawczej. Domagają się również wyjaśnień od przewoźnika Malaysia Airlines. Tłum rozwścieczonych krewnych pasażerów starł się z chińską policją broniącą wejścia do budynku.
Członkowie rodzin pasażerów zaginionego 8 marca samolotu przynieśli ze sobą transparenty, na których widniały hasła takie jak: "MH370, nie każcie nam zbyt długo czekać", "Synku, mamy złamane serca. Wróć do nas szybko".
- Oddajcie nam naszych! - krzyczeli protestujący.
Dostępu do ambasady bronili funkcjonariusze sił porządkowych, a niektórzy krewni pasażerów, usiłując dostać się do budynku, rzucali w ich stronę butelkami z wodą. Jedna z kobiet zemdlała i została wyniesiona na noszach. Późnym wieczorem w poniedziałek premier Malezji Najib Razak poinformował, że samolot malezyjskich linii lotniczych rozbił się na Oceanie Indyjskim.
Domagają się wyjaśnień
Na pokładzie boeinga znajdowało się 239 pasażerów, z których większość to obywatele Chin.
Nie wyjaśniono do tej pory, co stało się z samolotem, ani nie potwierdzono lokalizacji, w której mogą znajdować się szczątki samolotu. Na Oceanie Indyjskim na zachód od Australii odkryto obiekty mogące być pozostałościami maszyny. Władze Australii przerwały jednak we wtorek poszukiwania z powodu bardzo trudnych warunków pogodowych na Oceanie Indyjskim.
Poniedziałkowe oświadczenie premiera Malezji wywołało w rodzinach znajdujących się na pokładzie osób falę histerii. Pojawiły się również zarzuty skierowane w stronę malezyjskich władz. Zdaniem bliskich pasażerów, źle poradziły sobie z koordynacją akcji poszukiwawczej, a zbyt wiele czasu poświęcono na poszukiwanie samolotu na złym obszarze.
Autor: kg/jk / Źródło: reuters, pap