Prohibicja i chaos w Czechach

W Czechach wprowadzono prohibicjęPAP/EPA | FILIP SINGER

Przez całą noc z piątku na sobotę inspektorzy kontrolowali 7 tys. czeskich sklepów, restauracji, nocnych barów, dworców i hoteli, które po zarządzeniu ministra zdrowia Leosza Hegera, musiały usunąć z półek butelki zawierające co najmniej 20-procentowy alkohol. Sztab kryzysowy w Pradze wprowadził częściową prohibicję w związku z narastającymi przypadkami zatruć alkoholem metylowym.

W wielu czeskich miastach i miasteczkach zapanował chaos. Inspektorzy kontrolowali stacje benzynowe, hotele, wkraczali do nocnych dyskotek i barów. W niektórych sieciach handlowych alkohol sprzedawano nadal po zarządzeniu. W wielu małych restauracjach zawisły kartki z napisami "Prohibicja. Zakaz sprzedaży alkoholu do odwołania".

Prócz wysokoprocentowych alkoholi zakazano również sprzedaży tak popularnych napojów, jak Cinzano czy Campari. Zakaz zaczął obowiązywać nawet na pokładach czeskich samolotów.

"Prohibicja?. To nie przejdzie"

W Pradze ludzie reagowali na zarządzenie z mieszanymi uczuciami. - Prohibicja? W XXI wieku? To nie przejdzie - twierdzili goście restauracji Local. Jej właściciel był podobnego zdania. - Nikt z nas nie kupuje przecież alkoholu od kogoś, kogo nie zna - mówił. Za złamanie zarządzenia o prohibicji groziła mu grzywna w wysokości 3 milionów koron. Ze zdumieniem reagowali na zarządzenie także prascy hotelarze. - Czy mamy wchodzić w nocy do pokoi i usuwać z lodówek butelki? - pytali.

"Ludzie i tak będą kupować"

- To potworna głupota - stwierdził w reakcji na zarządzenie sztabu kryzysowego Petr Pavlik, przewodniczący Unii Producentów i Importerów Napojów Alkoholowych. - Ludzie i tak będą kupować alkohol, ale pokątnie. Zyski przejmie czarny rynek, czyli te garażowe rozlewnie, które zamykacie - mówił Pavlik. Zaprotestował także Związek Handlowców i Ruchu Turystycznego.

Media elektroniczne przypomniały, że zysk ze sprzedaży alkoholu jest w Czechach niebagatelny. W ubiegłym roku do budżetu państwa z tytułu samych podatków wpłynęło 6,8 mld koron.

Sytuacja wymyka się z pod kontroli

Ogłaszając prohibicję minister zdrowia nie ukrywał jednak, że po dwóch tygodniach walki z nielegalnymi dystrybutorami sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. W Czechach zmarło 19 osób, dziesiątki przebywały w szpitalach.

Co prawda, sztab kryzysowy wprowadził wcześniej częściowy zakaz sprzedaży alkoholu na straganach, w małych sklepach i na targowiskach, ale niewiele to pomogło, chociaż zakup alkoholu zmalał o 50 procent.

Kolejne zachorowania

W czwartek doszło do kolejnego, niepokojącego zjawiska. Zachorował 30-letni mieszkaniec Pragi, który twierdził, że kupił butelkę wódki w centrum, w sklepie sieci handlowej. Do tej pory umierali ludzie w małych wsiach i miasteczkach, którzy zaopatrywali się w alkohol pokątnie albo na targach.

Ministerstwo zdrowia sprowadziło z Norwegii 85 opakowań Fomepizolu - leku, który blokuje toksyczne przemiany w organizmie. Rozesłało lek do krajowych szpitali. Leczenie jednego pacjenta jest jednak drogie i wynosi 6000 euro.

Autor: km/tr / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA | FILIP SINGER

Raporty: