W Niemczech nie milknie zamieszanie wokół Christiana Wulffa. Prezydent Niemiec i jego małżonka mieli - według informacji "Bilda" - w 2008 roku zaciągnąć kredyt u żony biznesmena Egona Geerkensa na zakup domu i zataić informację o pożyczce. Opozycja żąda wyjaśnień, a media oceniają, że skandal szkodzi autorytetowi urzędu prezydenta i spekulują o dymisji Wulffa.
"Prezydent powinien przejść do ofensywy i szybko wyłożyć fakty na stół. Jeśli tego nie potrafi, to właściwie powinien zastanowić się nad tym, czy może być wzorem dla Niemców" - oceniła w weekend w telewizji ARD sekretarz generalna opozycyjnej socjaldemokracji Andrea Nahles. Zdaniem Steffi Lemke z Zielonych w całej aferze nie chodzi tylko o to, czy Wulff osobiście wyjaśni stawiane mu zarzuty, ale czy jego działania były w ogóle zgodne z prawem.
Prezydent powinien przejść do ofensywy i szybko wyłożyć fakty na stół. Jeśli tego nie potrafi, to właściwie powinien zastanowić się nad tym, czy może być wzorem dla Niemców sekretarz generalna opozycyjnej socjaldemokracji Andrea Nahles
Zarzuty wobec prezydenta RFN dotyczą czasu, gdy był on premierem landu Dolna Saksonia. Przed tygodniem dziennik "Bild" ujawnił, że w 2008 roku Wulff miał razem ze swoją małżonką pożyczyć od żony przedsiębiorcy Egona Geerkensa 500 tysięcy euro na zakup domu.
Gdy w lutym 2010 roku frakcja Zielonych w parlamencie Dolnej Saksonii zapytała ówczesnego premiera landu, czy wiążą go jakieś interesy z Geerkensem, Wulff nie wspomniał o korzystnym kredycie.
Po rewelacjach "Bilda" opozycja zarzuciła Wulffowi, że wprowadził parlamentarzystów w błąd, zatajając sprawę pożyczki. Rzecznik prezydenta Niemiec Olaf Glaeseker tłumaczył, że zapytanie frakcji Zielonych dotyczyło jedynie relacji natury biznesowej z przedsiębiorcą Geerkensem, a tymczasem pożyczkę Wulff zaciągnął od żony biznesmena, a pieniądze pochodziły z jej prywatnego majątku.
"Niewłaściwy prezydent"
Sam prezydent wyraził ubolewanie z powodu "mylnego wrażenia", jakie mogło wywołać jego zachowanie. Przyznał, że powinien był wspomnieć o kredycie. Udostępnił również do wglądu dokumenty dotyczące pożyczki od Edith Geerkens, a w niedzielę opublikował nawet listę swoich urlopów, spędzonych w posiadłościach przyjaciół, za które Wulffowie nie zapłacili ani centa.
Skrucha nie przekonuje jednak krytyków prezydenta. Tygodnik "Der Spiegel", który poświęca aferze wokół Wulffa artykuł tytułowy, ogłosił na okładce najnowszego wydania: "Niewłaściwy prezydent".
Według informacji tygodnika pieniądze, które pożyczył Wulff, pochodziły w rzeczywistości od samego biznesmena Egona Gerkensa, a nie z majątku jego żony. To Geerkens negocjował warunki kredytu, a pożyczka dla ówczesnego premiera Dolnej Saksonii była dla niego lokatą korzystniejszą niż złożenie pieniędzy w banku.
"Spiegel" pyta, czy dla Niemców możliwe do zaakceptowania będzie to, że jako premier landu dzisiejszy prezydent federalny wprowadził w błąd parlament Dolnej Saksonii. "Prezydent federalny musi być moralną instancją" - podkreśla "Spiegel". Według tygodnika Wulff ma "skłonności do luksusu", stąd jego kłopoty.
"Nie służy to niemieckiej wiarygodności"
Prezydent federalny musi być moralną instancją "Spiegel"
Media przypominają, że poprzedni prezydent Horst Koehler, także popierany przez chadecko-liberalną koalicję, nieoczekiwanie zrezygnował ze stanowiska w maju 2010 r. w obliczu krytyki, jaką wywołała jego wypowiedź o Afganistanie. "Gdyby teraz skompromitowany Wulff też musiał ustąpić, urząd prezydenta by tego nie wytrzymał" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung".
Część komentatorów stawia też pytanie o uczciwość niemieckich polityków, przypominając niedawny skandal z plagiatem w pracy doktorskiej byłego ministra obrony Karla-Theodora zu Guttenberga czy też aferę z "czarnymi kontami" partii CDU, która jest plamą na autorytecie byłego kanclerza Niemiec Helmuta Kohla.
Źródło: PAP