"Dyletancka", "subiektywna", "koncepcyjnie błędna", "polityczna, a nie prawna" - prezydent Czech Vaclav Klaus nie zostawił suchej nitki na decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że Traktat Lizboński jest zgodny z krajowym prawem.
- To oczywiste, że uzasadnienie orzeczenia zostało zredagowane na długo przed wczorajszą debatą w Trybunale - oświadczył wyraźnie rozczarowany Klaus, znany przeciwnik Traktatu, w telewizji publicznej CT24. - Oczekuję, że grupa deputowanych lub senatorów (...) przedstawi nowe argumenty przeciwko Traktatowi - dodał.
Praga ma głos jako ostatnia
Czechów czeka bowiem jeszcze debata nad Traktatem. Są w tym względzie ostatnim krajem w Unii Europejskiej. Pozostałe kraje mają debaty ratyfikacyjne już za sobą - w tym Irlandia, która Traktat odrzuciła w referendum.
Debata i głosowanie w czeskim parlamencie będzie jednak czystą formalnością, gdyż proprezydenccy eurosceptycy z Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS) stracili większość konstytucyjną w Senacie i nie mogą już blokować przyjęcia europejskiego dokumentu.
Może podpisać, może też poczekać
Potem traktat powinien zostać podpisany przez prezydenta. Klaus oświadczył jednak w poniedziałek, że być może nie podpisze i to niezależnie od wyroku Trybunału. Dodał, że może wstrzymać się z podpisem (tak jak prezydent Polski) zanim Irlandia nie wycofa sprzeciwu wobec tego dokumentu.
Tymczasem irlandzki minister ds. europejskich Dick Roche powiedział we wtorek w Pradze agencji CTK, że ponowne referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego w Irlandii jest nieuniknione. Irlandczyk podkreślił, że głosowanie odbędzie się po skrupulatnych negocjacjach z Unią Europejską, mających na celu rozwianie obaw Irlandczyków przed Traktatem.
Źródło: PAP